poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Stanąć na nogi

1 sierpnia 2016

Moje ostatnie zawody w Górach Stołowych wydają się być wieki temu. Wtedy to podczas zbiegu skręciłem mocno staw skokowy. Nie spowodowało to jednak mojego zejścia z trasy. Z urazem przebiegłem jeszcze około 45 km i dotarłem do mety. Nie było to rozsądne ale nie umiałem się poddać.


Po powrocie do domu wstępnie wydawało się, że nie jest najgorzej. Jednakże badanie USG z mocą obnażyło brutalną prawdę. Uszkodziłem więzadła strzałkowo-piszczelowe, skokowo-strzałkowe, piętowo-strzałkowe, piszczelowo-skokowe. Wszystko II i III stopnia. Dodatkowo uszkodzone troczki i rozerwana torebka stawowa. W uproszczeniu wszystko w stawie skokowym uległo naderwaniu bądź zerwaniu. Decyzja ortopedy o wsadzeniu w gips na 5 tygodni trochę mnie zmroziła, ale liczyłem, że ortopeda sportowy do którego udam się na konsultację zmieni „wyrok”. Jakież było moje zdziwienie jak okazało się, że to jedyna rozsądna decyzja jeśli w ogóle chcę jeszcze chodzić. Tak więc nie było co się dłużej nad tym rozwodzić więc poszedłem do trzeciego lekarza który postawił kropkę nad i, potwierdzając słuszność zaleceń pierwszego lekarza.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okres unieruchomienia minął dość szybko i nie było to wielce uciążliwe – no chyba, że dla mojej rodziny. Po zdjęciu gipsu badanie USG wykazało, że większość uszkodzeń powoli się zabliźnia i wszystko przebiega zgodnie z planem. Nie zmienia to faktu, że w pierwszych dniach noga bolała mnie bardziej niż zaraz po urazie. Zakres ruchu stopy pozwalał na delikatne podciągnięcie palców do góry, ale w dół blokada i straszny ból. Dodatkowo obwód łydki zmniejszył mi się w stosunku do nogi zdrowej o blisko 5 cm.

Tak więc aby powrócić do sprawności czeka mnie intensywna rehabilitacja, którą właśnie dzisiaj zacząłem. Niezależnie od wizyt u fizjoterapeutów zamierzam równolegle ćwiczyć na basenie, zarówno pływanie jak i bieg w wodzie. Co do pływania to nie powinno być problemów. Ciekawi mnie jednak ta druga aktywność. Czy wystarczy mi determinacji? Kolejny etap dochodzenia do sprawności to rower, ale z tym będzie trzeba trochę poczekać.

sobota, 2 lipca 2016

Super Maraton Gór Stołowych

25 czerwca 2016

Rok temu nie udało mi się ukończyć tego biegu. Na 36 km po upływie 7 godzin i 10 minut totalnie wycieńczony i odwodniony zszedłem z trasy. Postanowiłem, że w następnej edycji się odkuję i dlatego w ostatni weekend czerwca zjawiłem się w Pasterce w celu wystartowania i ukończenia biegu.
Już dzień przed startem podziwiałem w oddali metę mieszczącą się na widocznym w oddali Szczelińcu Wielkim.


Podobnie jak rok temu rano na starcie było już ok 30oC. Zwarty i gotowy do biegu nie zważając na to co mnie czeka wyczekiwałem komendy start co po chwili nastąpiło.

(L)

Ruszyłem spokojnie i nie chcąc popełnić błędów z przed roku postanowiłem rygorystycznie z zegarkiem w ręku co godzinę przyjmować drobny posiłek energetyczny i regularnie małymi porcjami nawadniać organizm. Martwiłem się o różne rzeczy ale nie przewidziałem tego co stało się dosłownie po 5-6 kilometrach. Na jednym ze zbiegów biegnąc zupełnie normalnie - stało się. Postawiłem niefortunnie lewą stopę i wykręciłem staw skokowy. Przeszył mnie nieprawdopodobny ból i natychmiast przez głowę przeszła myśl, że dla mnie ten bieg właśnie się skończył.
Jednakże po kilku chwilach postanowiłem delikatnie rozchodzić nogę i zobaczyć co będzie. Ból nadal był dość mocny ale do wytrzymania. Pomyślałem, że warto spróbować i kontynuowałem bieg. Najpierw spokojnie a po chwili już prawie normalnie. Jednakże uległa całkowitej zmianie moja strategia. Normalnie moim atutem są zbiegi na których nadrabiam czas stracony na podejściach. Teraz po urazie ze względu na ból i strach przed ponownym wykręceniem stopy, musiałem stawiać każdy krok bardzo ostrożnie co wykluczało szybkie zbieganie.
Tak walcząc z dalszą trasą dotarłem do pierwszego punktu na 8 km z czasem 1:25, co było trochę słabszym wynikiem niż w zeszłym roku. Uzupełniłem bukłak z wodą (niby piłem regularnie a w bukłaku prawie nie ubyło picia), zjadłem solidną porcję arbuza i ruszyłem w dalszą drogę. Delektowałem się trasą i krok po kroku napierałem do przodu nie zważając na ból nogi i rosnącą temperaturę.
Do drugiego punktu kontrolnego na 18 km dotarłem z czasem 3:15 co było trochę szybciej niż w ubiegłym roku. Teraz już piłem dużo więcej i uzupełniając bukłak okazało się, że był prawie pusty. Byłem zadowolony z siebie, że realizuję plan i ruszyłem na dalszą część trasy. Po chwili nastąpiła pierwsza z wielu niespodzianek na trasie gdzie spotkałem moich najwierniejszych kibiców.


Czułem się wspaniale i mijając wielu zawodników przemierzałem kolejny odcinek. Przed trzecim punktem kolejny raz spotkałem Asię i Maksa którzy dotarli tu skrótem i razem biegliśmy do samej Pasterki. W tym punkcie, na 28 km zameldowałem się z czasem 5:05 co było o blisko pół godziny słabiej niż rok temu. Wzmocniłem się owocami, ochłodziłem lodowatą wodą i zbytnio nie marudząc ruszyłem w dalszą trasę. Zaczęły się pierwsze kryzysy, a miałem świadomość, że odcinek który wykończył mnie rok temu dopiero przede mną. Wiedziałem, że muszę wykorzystać każdą możliwość do szybkiego biegu, ponieważ nieuchronnie zbliżało się mordercze podejście ciągnące się aż prawie do czwartego punktu. Biegłem ile sił w nogach nieustannie się potykając i tracąc równowagę. Całe podejście wspierając się na kijkach mozolnie krok po kroku przebyłem niemal bez przerwy. Pozostało tylko bardzo niewygodne zejście po skałach i dotarłem do 4 punktu gdzie rok temu zakończyłem bieg. Na 36 km stawiłem się równo po 7 godzinach od startu. To 10 minut szybciej niż rok temu, co oznaczało, że nadrobiłem sporo czasu na tym jakże ciężkim odcinku. Tu po bardzo krótkim czasie niezbędnym do uzupełnienia picia ruszyłem dalej. Na tym odcinku biegłem już zupełnie sam. Przywykłem do tego uczestnicząc w wielu tego typu biegach więc specjalnie mi to nie doskwierało. Po pewnym czasie w oddali, na rozległej polanie przed lasem prowadzącym do Błędnych Skał gdzie był kolejny punkt, dostrzegłem jednego z zawodników. To dało mi kolejny impuls do wykrzesania resztek sił i dość szybko biegłem. Podejście pod Błędne Skały to na przemian marsz i bieg z nieustającą presją dogonienia widzianego wcześniej zawodnika. Udało mi się to dopiero na punkcie, czyli na 43 km z czasem 8:10.
Tu spotkałem wielu zawodników którzy postanowili zakończyć swoją przygodę z SMGS i zawodnika którego goniłem. Nie zwlekając ruszyłem dalej do przodu a chwilę później on mnie dogonił i jakiś czas kontynuowaliśmy bieg razem. Jednakże nie wytrzymałem tempa i znowu zostałem sam. Zbiegając z Błędnych Skał tuż przed Karłowem wyprzedzałem najpierw pojedyncze osoby, następnie większą grupę zawodników.
Zbliżając się do ostatniego podejścia na Szczeliniec Wielki mijałem zawodników którzy już wracali z mety i gorąco mnie dopingowali. Ostatni odcinek to dramatyczna wspinaczka kilkaset metrów po schodach. Normalnie większość turystów choćby w klapkach pokonuje ten odcinek bez większych problemów, ja jednak byłem bliski utraty przytomności. Przed samym szczytem znowu powitała mnie Asia i z widocznym przerażeniem w oczach rzuciła mi się w objęcia.


Dalej trasę przemierzyliśmy razem aż do samej mety. Tak więc udało mi się dotrzeć na 50 km z czasem 9 godzin i 44 minuty.


Jednakże bieg ten okupiłem zdrowiem. Większość więzadeł w stawie skokowym doznało uszkodzeń II i III stopnia. Dodatkowo rozerwałem torebkę stawową.



Nie mniej niczego nie żałuję.

poniedziałek, 23 maja 2016

Prague Marathon

8 maja 2016

Długo nie mogłem się zebrać do relacji z tego biegu. Jednakże był on na tyle fajny, że nie mogłem tego nie zrobić. Równo 2 tygodnie po rekordowym starcie w Warsaw Orlen Maraton pojechałem do czeskiej Pragi aby zmierzyć się z królewskim dystansem pierwszy raz poza granicami kraju. Ze względu na częstotliwość startów nie nastawiałem się na szybkie bieganie a jedynie na dobrą zabawę i poznanie miasta z perspektywy biegacza. Pogoda dopisała aż nadto, więc nie pozostawało nic innego jak biec i cieszyć się z każdego przebytego kilometra.
Trasa była poprowadzona dość ciekawie, a mianowicie kluczyła w różny sposób tak aby jak najczęściej biegacze pojawiali się na terenach Starówki, gdzie mogliśmy podziwiać piękną infrastrukturę w towarzystwie rozemocjonowanych kibiców.


Ponadto wielokrotnie przemierzaliśmy Wełtawę różnymi mostami, co dodatkowo czyniło trasę atrakcyjną.
Wystartowałem spokojnie próbując odnaleźć miejsce dla siebie w gęstwinie innych biegaczy. Jednakże jak to zwykle w biegach miejskich dość szybko wszystko się rozciągnęło i mogłem biec swoim własnym swobodnym tempem. Co prawda pomimo założeń, wcale tempo nie było wyjątkowo spokojne i dawało szansę na dość dobry wynik.
Na trasę biegu zabrałem ze sobą kamerę, więc bieg z ręką uniesioną do góry nie był zbyt komfortowy. (film) Dodatkowo zaczepiałem po drodze innych biegaczy rejestrując ich odczucia związane z imprezą.
Tak też przemierzałem trasę traktując bieg jako wydarzenie sportowo rekreacyjne nie skupiając się nad czasem jaki finalnie uzyskam.


Nie zmienia to faktu, że zarówno palące słońce jak i kolejne przemierzane kilometry dawały ostro w kość. Od mniej więcej 25 kilometra bieg stawał się coraz cięższy i zacząłem odczuwać brak wystarczającej regeneracji po maratonie sprzed dwóch tygodni.
Tak więc kontynuując bieg i walcząc ze zmęczeniem, rejestrowałem zmagania innych biegaczy. Ostatecznie udało mi się dotrzeć do mety gdzie czekały tłumy wiwatujących kibiców i zasłużone piwo.


To wszystko dopełniło szczęście jakie daje zmaganie się z trasą na dystansie 42.195 km.

Podsumowując zrealizowałem założony plan. Nie skupiałem się na wyniku a jedynie starałem się wyciągnąć maksimum satysfakcji z biegu w przepięknej atmosferze i okolicznościach.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Orlen Warsaw Maraton

24 kwietnia 2016.

To moja główna impreza w tym roku i cały cykl przygotowawczy był podporządkowany pod uzyskanie jak najlepszego wyniku. Jak już ostatnio niemało się wypowiadałem, w planie treningowym powstał mały zgrzyt, a mianowicie kontuzja nogi wyłączyła mnie z przygotowań na miesiąc w kluczowym momencie. Tak czy inaczej wspólny trud z trenerem, fizjoterapeutą i moja determinacja doprowadziły mnie mimo wszystko na linię startu. Wiedziałem, że przerwa spowodowała radykalne osłabienie dyspozycji biegowej, ale mimo to zaplanowałem powalczyć i zaatakować wymarzone od lat złamanie 4 godzin.
Plan był prosty – zacząć spokojnie a z upływem dystansu zwiększać tempo kontrolując czas tak, aby zrealizować plan. Na starcie stanąłem z Michałem z którym po części wspólnie się przygotowywaliśmy i który plan miał zbieżny z moim.
Jak zaplanowałem tak też i zrobiłem. Blisko 5 km aż do Sanguszki potraktowałem jako rozgrzewkę i wprowadzeniem w bieg. Na tym odcinku moje średnie tempo wynosiło 5:46. Ulica Sanguszki to kilkuset metrowy dość wymagający podbieg, dlatego nie chcąc się zbytnio forsować pokonałem go dość spokojnym tempem. Zaraz dalej na Konwiktorskiej znajdował się punkt nawadniania po którym rozpocząłem realizacji założeń i zwiększyłem tempo do 5:33. Przez blisko 15 kolejnych kilometrów trasa była poprowadzona prosto wzdłuż Starówki, Centrum aż do Ursynowa. Przez cały ten odcinek delektowałem się przyjemnością z biegania i sukcesywnie zwiększałem tempo do 5:30 na 15 km i 5:26 na 20 km. Dalej z dość komfortowym samopoczuciem kontynuowałem bieg ulicami Ursynowa i na 25 km dotarłem ze średnim tempem 5:17. Od tego miejsca zaczął się odcinek który mogę śmiało nazwać najbardziej przykrą częścią trasy. Po jednej stronie długa prosta ulica Przyczółkowa a po drugiej pola. Biegacze między tym mało interesującym krajobrazem w zasadzie bez kibiców zmuszeni do walki z nudą i słabościami. Ten mniej więcej 5 kilometrowy odcinek był pierwszym krokiem do osłabienia psychiki, co dodatkowo nałożyło się na pierwsze oznaki zmęczenia fizycznego. Tu już zacząłem delikatnie zwalniać i biegłem średnio 5:33. Jak wbiegliśmy ponownie w miasto morale delikatnie się odbudowało ale forma spadała z każdym kolejnym odcinkiem. To wszystko było początkiem tego co doskonale wiedziałem, że musi nadejść. Tak więc na mniej więcej 35 kilometrze dopadła mnie „ściana”. Psychika słabła dramatycznie a kilometry dłużyły się w nieskończoność. W tym najbardziej krytycznym momencie stała się rzecz wspaniała. Na trasie pojawili się moi najbliżsi czego się nie spodziewałem. Zwykle kibicuje mi Żona, ale tym razem nie mogła więc na nic takiego nie liczyłem. W głowie kłębiły się myśli o zaniechaniu walki o wynik a tu szok – są i zagrzewają do walki.


W takiej sytuacji nie było mowy o jakiejkolwiek rezygnacji a pozostała tylko walka i dążenie do celu. Ewa z Piotrkiem towarzyszyli mi od tego momentu niemal przez cały czas jadąc na rowerach, a Asia pojawiała się w poszczególnych punktach. To nieprawdopodobne wsparcie pchało mnie do przodu, ale ciała i głowy nie da się tak łatwo oszukać. Od 36 kilometra to już katorga. Tempo 5:46 i każdy krok to walka. Do tego momentu byłem przekonany, że plan zostanie zrealizowany, jednakże powoli zacząłem się o to martwić. Tu też rozdzieliśmy się z Michałem który realizował swój plan i próbę powalczenia o jak najlepszy wynik. Starałem się wyrzucać z głowy wszystkie złe myśli ale nie było łatwo.


Tak walcząc dotarłem do Mostu Świętokrzyskiego gdzie znajdował się 40 km i stale kontrolowałem czas aby jeszcze powalczyć o wynik.

Support

Tych ostatnich kilometrów w zasadzie nie pamiętam tak więc ciężko mi również coś o nich pisać. Wiem tylko, że nie poddawałem się i planowałem nawet lekko finiszować na ostatnich kilkuset metrach.


Na metę wpadłem z czasem netto 3:57:15. Plan zrealizowałem w 100%.


Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie było u mnie żadnych emocji. Kompletnie wycieńczony i masakrycznie obolały kierowałem się w kierunku gdzie czekali na mnie moi najwierniejsi kibice.




Na koniec tylko dodam, że w tym biegu nie popełniłem żadnego błędu. No chyba jedynie to, że 6 lat temu zadebiutowałem w maratonie i od tamtej pory nie wyobrażam sobie życia bez ścigania się na królewskim dystansie.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Przygotowania do Warsaw Orlen Maraton 2016


Zaplanowałem wstępnie, że do Orlen Maraton przygotuję się najlepiej jak potrafię aby w rezultacie zejść poniżej 4 godzin. Miałem to osiągnąć wprowadzając na 14 tygodni przed startem autorski program treningowy opisany tu. Jednakże sytuacja rozwija się dynamicznie i nastąpiły pewne zmiany. Nie czekając, już od dzisiaj, to jest od 9 listopada 2015 zacząłem realizować przygotowania do wiosennego startu, do którego pozostało 23 tygodnie. Powodem tego jest rozpoczęcie treningów pod bacznym okiem trenera Dariusza B. i realizacja jego założeń treningowych. Na koniec każdego tygodnia będę opisywał zrealizowany plan treningowy. Będę również starał się ocenić stopień swojego zmęczenia przy zastosowaniu Skali Borga (subiektywnie).

1 W ogóle niezmęczony
2 W ogóle niezmęczony 
3 Niezwykle lekko
4 Bardzo lekko
5 Lekko
6 Średnio ciężko
7 Ciężko
8 Bardzo ciężko
9 Niezwykle ciężko
10 Maksymalnie ciężko

9 listopada 2015
Aktualna sytuacja na 24 tygodnie do startu:
- średni tygodniowy kilometraż: 29 km.
- średni tygodniowy czas treningu: 03:16
- średnia tygodniowa ilość treningów: 3
- waga: 84,9 kg.

14 listopada 2015
Pierwszy tydzień przygotowań - 23 tygodnie do startu.
- przebyty dystans: 71,7 km. (łącznie od początku przygotowań 71,7 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:57
- czas treningu: 07:36 (w tym również treningi sprawnościowe)
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 8
- fitness test: 40
- running index: 44
- kalorie: 7183 kcal.
- średnie tętno: 155
- zakresy:
              5 (90%-100%) - 03:39:09
WB2      4 (80% - 89%) - 02:33:12
WB1      3 (70% - 79%) - 00:38:39
- waga: 84,5 kg.

21 listopada 2015
Drugi tydzień przygotowań - 22 tygodnie do startu.
- przebyty dystans: 64,9 km. (łącznie od początku przygotowań 136,6 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:52
- czas treningu: 06:59 (w tym również treningi sprawnościowe)
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 8
- fitness test: 39
- running index: 47
- kalorie: 4776 kcal.
- średnie tętno: 150
- zakresy:
              5 (90%-100%) - 01:07:42
WB2      4 (80% - 89%) - 03:47:08
WB1      3 (70% - 79%) - 00:49:09
- waga: 82,9 kg.

28 listopada 2015
Trzeci tydzień przygotowań - 21 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 57,06 km. (łącznie od początku przygotowań 193,66 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:55
- czas treningu: 05:39 (w tym również treningi sprawnościowe)
- ilość dni treningowych: 5
- stopień zmęczenia: 7
- fitness test: 40
- running index: 50
- kalorie: 3692 kcal.
- średnie tętno: 142
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 00:10:51
WB2        4 (80% - 89%) - 03:36:34
WB1        3 (70% - 79%) - 00:59:36
- waga: 83,7 kg.

Listopad - krótkie podsumowanie.
Jeszcze nigdy tak dużo i z taką częstotliwością nie biegałem. 17 dni treningowych w 3 tygodnie. W sumie ponad 20 godzin biegu i ćwiczeń sprawnościowych oraz blisko 200 kilometrów przebytego dystansu, zarówno w rozbieganiu jak i ostrych biegach tempowych. Pierwsze 2 tygodnie to istny dramat. Codziennie kładłem się i wstawałem totalnie zmęczony. Ból mięśni,  a w szczególności łydek wręcz nieznośny. Trzeci tydzień wyglądał już troszkę lepiej, ale w dalszym ciągu mój organizm ledwo to znosił. Mam nadzieję, że w kolejnych tygodniach przygotowawczych mięśnie już się przyzwyczają i stopniowo moje zmęczenie będzie mniej odczuwalne.

05 grudnia 2015
Czwarty tydzień przygotowań - 20 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 70,21 km. (łącznie od początku przygotowań 263,87 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:44
- czas treningu: 07:23 (w tym również treningi sprawnościowe)
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test: 47
- running index: 50
- kalorie: 5487 kcal.
- średnie tętno: 151
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:13:22
WB2        4 (80% - 89%) - 03:53:44
WB1        3 (70% - 79%) - 01:21:22
- waga: 83,4 kg.

13 grudnia 2015
Piąty tydzień przygotowań - 19 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 61,20 km. (łącznie od początku przygotowań 324,90 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:40
- czas treningu: 05:51 (w tym również treningi sprawnościowe)
- ilość dni treningowych: 5
- stopień zmęczenia: 5
- fitness test: 48
- running index: 50
- kalorie: 4744 kcal.
- średnie tętno: 148
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 00:55:32
WB2        4 (80% - 89%) - 03:03:21
WB1        3 (70% - 79%) - 00:45:20
- waga: 82,3 kg.

20 grudnia 2015
Szósty tydzień przygotowań - 18 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 30,10 km. (łącznie od początku przygotowań 355,00 km)
- średnie tempo rozbiegania: b/d
- czas treningu: 03:36 
- ilość dni treningowych: 4
- stopień zmęczenia: 5
- fitness test: b/d
- running index: b/d
- kalorie: b/d kcal.
- średnie tętno: b/d
- zakresy:
                5 (90%-100%) - b/d
WB2        4 (80% - 89%) - b/d
WB1        3 (70% - 79%) - b/d
- waga: b/d kg.
Komentarz: miniony tydzień to tylko rekreacyjne biegi podczas urlopu na Dominikanie.

27 grudnia 2015
Siódmy tydzień przygotowań - 17 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 14,30 km. (łącznie od początku przygotowań 369,30 km)
- średnie tempo rozbiegania: b/d
- czas treningu: 01:22 
- ilość dni treningowych: 3
- stopień zmęczenia: 4
- fitness test: b/d
- running index: b/d
- kalorie: b/d kcal.
- średnie tętno: b/d
- zakresy:
                5 (90%-100%) - b/d
WB2        4 (80% - 89%) - b/d
WB1        3 (70% - 79%) - b/d
- waga: b/d kg.
Komentarz: miniony tydzień to czas Świąt Bożego Narodzenia. Zrobiłem tylko 3 krótkie przebieżki.

31 grudnia 2015
Ósmy tydzień przygotowań - 16 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 46,10 km. (łącznie od początku przygotowań 415,40 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:39
- czas treningu: 04:24:14
- ilość dni treningowych: 4
- stopień zmęczenia: 5
- fitness test: 48
- running index: 54
- kalorie: 3824 kcal.
- średnie tętno: 144
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 00:46:53
WB2        4 (80% - 89%) - 01:52:46
WB1        3 (70% - 79%) - 00:51:40
- waga: 83,5 kg.
Komentarz: miniony tydzień to czas Sylwestrowo - Noworoczny, a zatem krótszy tydzień co odbiło się na ilości treningów.

Grudzień - krótkie podsumowanie.
Miniony miesiąc był wyjątkowo specyficzny pod względem treningowym. Rozpocząłem zgodnie z planem, ale później to już tylko pod górkę. Najpierw urlop na Dominikanie, następnie Święta Bożego Narodzenia aż w końcu Sylwester i Nowy Rok. Mimo tych "trudności" starałem się w miarę możliwości realizować założone treningi. Na Dominikanie biegałem rekreacyjnie wykorzystując treningi do zwiedzania okolicznych plaż i miasteczek. Podczas Świąt zrobiłem tylko kilka krótkich rozbiegań, a ostatni tydzień roku już zgodnie z planem ale tydzień zakończył się w czwartek :).

Podsumowując, zamiast założonych 370 km przebiegłem tylko 222 km. Tak czy inaczej nie leniłem się i każdą możliwość wykorzystywałem na choć w części zrealizowanie treningu.

10 stycznia 2016
Dziewiąty tydzień przygotowań - 15 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 79,10 km. (łącznie od początku przygotowań 494,50 km)
- średnie tempo rozbiegania: 5:47
- czas treningu: 07:38:21
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test: 47
- running index: 50
- kalorie: 6452 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:43:21
WB2        4 (80% - 89%) - 02:58:09
WB1        3 (70% - 79%) - 01:37:33
- waga: 85,5 kg.

17 stycznia 2016
Dziesiąty tydzień przygotowań - 14 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 68,30 km. (łącznie od początku przygotowań 562,90 km)
- czas treningu: 06:50:47
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test: 49
- running index: 44
- kalorie: 5684 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:11:21
WB2        4 (80% - 89%) - 03:14:08
WB1        3 (70% - 79%) - 00:42:16
- waga: 84,1 kg.

24 stycznia 2016
Jedenasty tydzień przygotowań - 13 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 77,16 km. (łącznie od początku przygotowań 640,00 km)
- czas treningu: 07:57:34
- ilość dni treningowych: 5
- stopień zmęczenia: 7
- fitness test: 47
- running index: 50
- kalorie: 7254 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 02:12:31
WB2        4 (80% - 89%) - 02:47:16
WB1        3 (70% - 79%) - 01:40:32
- waga: 84,1 kg.

31 stycznia 2016
Dwunasty tydzień przygotowań - 12 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 70,40 km. (łącznie od początku przygotowań 710,40 km)
- czas treningu: 06:50:24
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test: 48
- running index: 48
- kalorie: 6218 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:35:49
WB2        4 (80% - 89%) - 03:01:55
WB1        3 (70% - 79%) - 00:46:12
- waga: 83,4 kg.

Styczeń - krótkie podsumowanie.
Miniony miesiąc to najsumienniej przepracowany czas od rozpoczęcia przygotowań do Orlen Maraton 2016. Zrealizowałem wszystkie założone w planie jednostki treningowe. Znalazły się tam zarówno biegi długie, górskie, tempowe jak i zwykłe rozbiegania. Objętościowo wyszło blisko 300 km, w zależności od rodzaju treningu w tempie 4:00-5:45. Pomimo dużego obciążenia treningowego nie czuję się wyjątkowo zmęczony, co jest dobrym prognostykiem przed kolejnymi tygodniami przygotowań. Daje również nadzieję, że uda się uniknąć kontuzji przeciążeniowych, bo oczywiście ciężko ustrzec się przed zwykłymi urazami. Codzienny stretching po każdym treningu ogranicza ryzyko, ale przy takim kilometrażu po różnym ukształtowaniu terenu wszystko zdarzyć się może. Powoli wchodzę w decydujący i najważniejszy okres przygotowawczy. Aby optymalnie przygotować się do głównego startu w tym roku, nie mogę sobie pozwolić na taryfę ulgową i wszystkie treningi muszę realizować na 100%. Nie będzie to łatwe ale dokonam wszelkich starań aby osiągnąć założone cele.

7 lutego 2016
Trzynasty tydzień przygotowań - 11 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 70,50 km. (łącznie od początku przygotowań 780,90 km)
- czas treningu: 07:03:30
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 5
- fitness test: 49
- running index: 48
- kalorie: 5901 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:21:21
WB2        4 (80% - 89%) - 02:46:54
WB1        3 (70% - 79%) - 00:59:04
- waga: 83,2 kg.

14 lutego 2016
Czternasty tydzień przygotowań - 10 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 76,90 km. (łącznie od początku przygotowań 857,90 km)
- czas treningu: 07:15:52
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test: 47
- running index: 51
- kalorie: 6580 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:45:30
WB2        4 (80% - 89%) - 03:24:43
WB1        3 (70% - 79%) - 01:00:43
- waga: 82,3 kg.

21 lutego 2016
Piętnasty tydzień przygotowań - 9 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 90,40 km. (łącznie od początku przygotowań 948,30 km)
- czas treningu: 08:44:53
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 7
- fitness test (VO2 max): 55
- running index: 47
- kalorie: 7719 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 02:38:15
WB2        4 (80% - 89%) - 02:43:29
WB1        3 (70% - 79%) - 01:15:55
- waga: 83,0 kg.

28 lutego 2016
Szesnasty tydzień przygotowań - 8 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 73,8 km. (łącznie od początku przygotowań 1 022,1 km)
- czas treningu: 06:47:00
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test (VO2 max): 56
- kalorie: 7488 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 02:20:06
WB2        4 (80% - 89%) - 01:35:43
WB1        3 (70% - 79%) - 00:40:44
- waga: 81,2 kg.

Luty - krótkie podsumowanie.
Minął kolejny miesiąc przygotowań i to był kolejny miesiąc bardzo sumiennie przepracowany. Wszystkie założenia planu w pełni zrealizowałem i zakończyłem miesiąc startem w półmaratonie uzyskując wspaniały wynik 1:46:34 poprawiając rekord o ponad 9 minut.
W lutym pokonałem w sumie 315 kilometrów co jest absolutnie nieprawdopodobnym osiągnięciem. Treningi obejmowały wszystkie jednostki (pomimo dużego kilometrażu) z naciskiem  na poprawę tempa biegu. Coraz łatwiej przychodzi mi wykonywać długie rozbiegania czy biegi ciągłe w tempie na poziomie 5:30, a akcenty poniżej 4:00.

Martwią mnie przeciążenia które zaczynają skutkować dolegliwościami Achillesów. Mam mimo wszystko nadzieję, że uda się uniknąć poważniejszej kontuzji.

6 marca 2016
Siedemnasty tydzień przygotowań - 7 tygodni do startu.
- przebyty dystans: 68,3 km. (łącznie od początku przygotowań 1 090,0 km)
- czas treningu: 06:20:11
- ilość dni treningowych: 6
- stopień zmęczenia: 6
- fitness test (VO2 max): 57
- kalorie: 6630 kcal.
- zakresy:
                5 (90%-100%) - 01:33:47
WB2        4 (80% - 89%) - 01:11:05
WB1        3 (70% - 79%) - 00:46:34
- waga: 81,7 kg.

Już od kilku dni odczuwałem ból w obu Achillesach. Jednakże w końcówce tygodnia ból w lewej nodze znacząco się nasilił, co spowodowało rezygnację z sobotniego treningu. Wygląda na jakiś stan zapalny przyczepów w okolicy piety. Jeden dzień odpoczynku spowodował lekką poprawę, co skutkowało kontynuacją planów. Tak więc w niedzielę pobiegłem kontrolnie na 10 km w niewielkiej warszawskiej imprezie Szybko po Woli. Udało mi się nawet uzyskać bardzo dobry wynik 47:53 ale problemy z nogą znacząco się nasiliły. Wygląda na to, że będę musiał odpuścić co najmniej kilka treningów - oby pomogło.

13 marca 2016
Osiemnasty tydzień przygotowań - 6 tygodni do startu.
Mój uraz okazał się przeciążeniem ścięgna mięśnia strzałkowego a nie Achillesa. Nie zmienia to faktu, że w kluczowym momencie przegotowań mam poważny problem. Pomimo, że aktualne odczucie bólu to mniej więcej 10% tego co było tydzień temu, to i tak mam problemy z chodzeniem a co dopiero myśleć o bieganiu. Tak więc miniony tydzień był pozbawiony treningu a raczej skoncentrowałem się na wizytach u różnych lekarzy specjalistów. Na chwilę obecną nie bardzo wiem co z tym robić. Możliwe, że kolejna konsultacja przyniesie coś merytorycznego.

20 marca 2016
Dziewiętnasty tydzień przygotowań - 5 tygodni do startu.
Właśnie mija drugi tydzień bez treningu. Moja frustracja narasta z każdym dniem. Jednakże w dniu dzisiejszym zaświeciło się światełko w tunelu. Pierwszy raz mogłem chodzić w miarę swobodnie bez wielkiego dyskomfortu i bólu. Wygląda na to, że rehabilitacja zaczyna powoli dawać efekty. Na tą chwilę mogę powiedzieć, że wszystko dzięki Adamowi Kurkowi z Enel-Sport. Mam nadzieję, że może już w przyszłym tygodniu zrobię jakieś pierwsze małe rozbieganie i uda się jeszcze uratować przygotowania do Orlen Maraton.

27 marca 2016
Dwudziesty tydzień przygotowań - 4 tygodnie do startu.
Nadal nie mogę trenować ale jest znacząca poprawa.

3 kwietnia 2016
Dwudziesty pierwszy tydzień przygotowań - 3 tygodnie do startu.
Powoli wracam do sprawności fizycznej. Przeprowadziłem kilka treningów na zasadzie rozbiegania, a nawet w niedzielę pobiegłem treningowo w 11 PZU Półmaratonie Warszawskim. Bez forsowania nogi i tempa dobiegłem do mety w czasie 2:01:00 bez większego zmęczenia. Jednakże podczas całej trasy ból dokuczał, co nawet w okolicach 15 km spowodowało, że chwilę szedłem aby upewnić się czy ból się nie zaognia. Jednakże dolegliwości zaraz znikały więc bez większego niepokoju kontynuowałem bieg. Zauważyłem również, że jak w Łazienkach Królewskich biegliśmy drogą szutrową to ból ustąpił niemal zupełnie, co pokazuję, że powierzchnia bardziej miękka służy mojej nodze. W przyszłym tygodniu planuję już mocniej wchodzić w treningi, ale do powrotu formy sprzed kontuzji nie ma już szans. Planuję robić treningi maksymalnie na 60-70% możliwości, zarówno objętościowo jak i ustalając tempo biegu.

10 kwietnia 2016
Dwudziesty drugi tydzień przygotowań - 2 tygodnie do startu.
- przebyty dystans: 50,2 km. (łącznie od początku przygotowań 1 178,4 km)
- czas treningu: 04:49:37
- ilość dni treningowych: 4
- stopień zmęczenia: 5
Miniony tydzień trenowałem już prawie regularnie. Zrobiłem 4 treningi i z każdym kolejnym moja noga jak i wydolność wracają do coraz lepszej dyspozycji. To jeszcze nie to co bym oczekiwał, ale trzeba się cieszyć z tego co jest. Na dwa tygodnie przed startem czuję się wypoczęty i spragniony biegania. Poświęcę jeszcze ten czas na optymalizowanie aktualnych możliwości zarówno zdrowotnych jak i typowo biegowych. Oczywiście jest już za późno aby uzyskać pełnie możliwości jakie zostały założone blisko pół roku temu. To również nie czas na jakieś nerwowe posunięcia treningowe bo mógłbym sobie jeszcze zaszkodzić zamiast poprawić.


17 kwietnia 2016
Dwudziesty trzeci tydzień przygotowań - tydzień do startu.
- przebyty dystans: 32 km. (łącznie od początku przygotowań 1 210,5 km)
- czas treningu: 03:05:45
- ilość dni treningowych: 4
- stopień zmęczenia: 5
W minionym tygodniu zrobiłem jeden trening tempowy a pozostałe to spokojne rozbiegania na niewielkich dystansach. Czego do tej pory nie udało się zrobić to teraz i tak już za późno, a łatwo złapać jeszcze jakiś uraz. Rozczarowany jednak jestem tymi tempówkami. Czułem się bardzo ociężały i ostatecznie na koniec nie najlepiej się czułem. Tak czy inaczej został jeszcze tydzień i podobny zestaw treningowy jak w minionym.


22 kwietnia 2016
Dwudziesty czwarty tydzień przygotowań - ostatni tydzień przed startem.

- przebyty dystans: 22,5 km. (łącznie od początku przygotowań 1 233 km)
- czas treningu: 02:06:27
- ilość dni treningowych: 3
- stopień zmęczenia: 5
Ostatni trening tempowy i delikatne rozbiegania. Koniec przygotowań!!! Czas na start!!!

Krótkie podsumowanie całości przygotowań.
Dwadzieścia cztery tygodnie ciężkich treningów, wyrzeczeń i przelanego potu. Cztery tygodnie rehabilitacji wynikającej z kontuzji ścięgna mięśnia strzałkowego. 1 233 km przebiegnięte w różnym tempie i okolicznościach. W sumie ponad 120 godzin treningu spowodowało stały i stabilny progres. Zwyżka formy została jednak zatrzymana przez dokuczliwą kontuzję dość ciężką do wyleczenia. Po przerwie nie udało się już powrócić do formy sprzed urazu ale ogólne samopoczucie i ostatnie dni pozwalają mieć nadzieję, że wynik może nie będzie taki jak zakładałem, ale mimo wszystko powinien być dobry. Tak czy inaczej nadszedł upragniony koniec przygotowań i za dwa dni tak długo wyczekiwany start.

sobota, 9 kwietnia 2016

11 PZU Półmaraton Warszawski

3 kwietnia 2016

Stan mojej nogi stale się poprawia ale w dalszym ciągu nie jest idealnie. Mimo to w porozumieniu z fizjoterapeutą postanowiłem wziąć udział w półmaratonie. Nie chodziło oczywiście o uzyskanie dobrego wyniku a jedynie o zweryfikowanie aktualnego stanu zdrowia. Ponadto chciałem ocenić ile straciłem przez ostanie tygodnie na wydolności i szybkości. Jednakże mimo wszystko miałem pobiec tak aby nie pogłębić problemów z nogą.
Na starcie stanąłem jak zwykle skoncentrowany i zmotywowany. Obawiałem się, że euforia wywołana biegiem i adrenalina spowodują, że nie będę odczuwał bólu co w konsekwencji źle się dla mnie skończy. Dlatego zacząłem bardzo asekuracyjnie koncentrując się na każdym kroku. Z mijanymi kilometrami nakręcałem się coraz bardziej i starałem się biec swobodniej i bardziej naturalnie. Odczuwanie bólu było na średnio-niskim poziomie i stałe nienarastające. To mnie trochę uspokoiło, ponieważ wiedziałem, że skoro ból się nie nasila to nic złego się nie dzieje a bolesne odczucie to tylko uboczny efekt trwającej rehabilitacji.
Tak przebierając nogami i rozmyślając o całej sytuacji pierwsze 5 km przebiegłem w średnim tempie 5:21 cały czas lekko przyśpieszając. Druga piątka jednak poszła już trochę gorzej. Średnie tempo na tym odcinku to 5:33. Powodem tego poza nogą był również bardzo silny wiatr, który przede wszystkim dał się we znaki na Moście Gdańskim. Dalsze kilometry biegłem spokojnie mając baczenie na podłoże na którym stawiałem nogę jak również na innych uczestników biegu. Jak zawsze w takich sytuacjach wszystko działa przeciwko nam, tak więc co chwilę ktoś mnie trącał w chorą stopę. Do Mostu Świętokrzyskiego biegłem w podobny sposób, ale zacząłem odnosić wrażenie, że ból narasta. Dlatego zaraz po przekroczeniu Wisły przeszedłem na parę minut w marsz aby ocenić sytuację. Przeszło mi również przez myśl aby zrezygnować jak dotrę do miejsca gdzie zaparkowałem samochód. Jednakże po tych kilkuset metrach w marszu ból zupełnie ustąpił wiec trochę się uspokoiłem. Dodatkowo kibice bardzo mocno mnie wspierali zagrzewając do dalszego biegu myśląc, że opadłem z sił. Ten odcinek spowodował, że trzecią piątkę przebiegłem w tempie 6:11.
W dalszą część trasy ruszyłem z nowym animuszem ale już zupełnie przestałem myśleć o tempie biegu a tylko cieszyłem się jego atmosferą i faktem brania udziału w tak wspaniałej imprezie. W tym czasie trasa wiodła między innymi przez Łazienki Królewskie, gdzie po szutrowym podłożu biegło mi się zupełnie komfortowo. Biegłem średnim tempem 5:50. Biorąc pod uwagę, że na tym odcinku był dość ciężki podbieg na Belwederskiej to chyba nie powinienem narzekać.
Po długiej prostej w kierunku Placu Trzech Krzyży gdzie był start i meta, ostatecznie ukończyłem bieg z czasem 2:01:00.


To o 15 minut gorzej niż przed miesiącem, ale jak już pisałem nie wynik był najważniejszy w tym biegu.

Noga była dość mocno obolała i w trakcie rozciągania odczuwałem mocne napięcia w okolicach przyczepów Ścięgna Achillesa. Poza tym czułem się doskonale. Nieforsowne tempo spowodowało, że nie byłem zbytnio zmęczony. To też ważna informacja. Można przypuszczać, że jak tylko powrócę do regularnych treningów to szybko dojdę do w miarę dobrej dyspozycji.

sobota, 26 marca 2016

Rehabilitacja ciąg dalszy

To już trzeci tydzień próby doprowadzenia nogi do używalności. Zmieniłem rehabilitanta i aktualnie walczę z problemem w Gabinecie Fizjoterapii Sportowej w Legionowie. Zaobserwowałem radykalną poprawę, ale w dalszym ciągu nie mogę rozpocząć treningów. Na każdej sesji Wojtek Frukacz próbuje z powodzeniem poprawić moją sytuację. Masaż całej stopy i łydki, fala uderzeniowa na cały pas biodrowo-piszczelowy, rozcięgno podeszwowe, przyczepy Achillesów i w miejsca urazu aby rozbić napięcia i doprowadzić do lekkiej destrukcji powodując szybsze gojenie. Dodatkowo punktowe działanie laserem i pole magnetyczne. Po takiej „inwazji” na nogę 40 minut relaksu w specjalnych butach, gdzie wtłaczane jest sprężone powietrze od stopy w górę aż do pachwin powodując odprowadzenie stanów zapalnych i napięć.



Te wszystkie działania sprawiają, że patrzę w przyszłość z coraz większym optymizmem. Chodzę w zasadzie już całkiem sprawnie, nie mogę jednak w dalszym ciągu biegać. Po pierwsze odczuwam wtedy ból a ponadto Wojtek na razie mi odradza. Mam nadzieję, że zaraz po Świętach będę mógł zrobić pierwsze delikatne rozbiegania. Na razie tylko wzmacniam mięśnie intensywnie ćwicząc na steperze nie obciążając stopy i mięśnia strzałkowego.

piątek, 18 marca 2016

Rehabilitacja

Już blisko 2 tygodnie jak mam przerwę w treningu spowodowaną kontuzją ścięgna mięśnia strzałkowego. Zamiast biegać włóczę się po różnego rodzaju specjalistach i intensywnie uczestniczę w rehabilitacji. Dokucza mi coraz większy stres, że całe przygotowania pójdą na marne ponieważ nie widzę znaczącej poprawy i ból w dalszym ciągu wyklucza sprawne chodzenie a co dopiero bieganie. Jednakże w dniu dzisiejszym poczułem namiastkę przyjemności z biegania. Podczas złożonej sesji rehabilitacyjnej doświadczyłem nowego sposobu biegania. Było to możliwe dzięki bieżni anty-grawitacyjnej.

Bieganie na takiej bieżni to nic innego jak przeciwdziałanie grawitacji. Dzięki wtłoczeniu powietrza do szczelnej komory tworząc różnicę ciśnień, można doprowadzić do sytuacji podobnej do poruszania się w miejscu gdzie nie ma grawitacji. Tak więc przeprowadziłem krótki trening biegowy przy "obniżeniu" mojej wagi ciała o 80%. Doświadczenie zarówno śmieszne jak i bardzo ciekawe. Długo nie mogłem wpaść w normalny rytm biegowy ale w rezultacie udało mi się trochę zmęczyć nie obciążając chorej nogi.

niedziela, 6 marca 2016

Szybko po Woli

6 marca 2016.

No i nie wytrzymałem. Pomimo poważnego problemu z nogą postanowiłem wziąć udział w biegu który miał być tylko sprawdzianem aktualnej formy – tym razem na 10 km. Po dniu przerwy w treningu dolegliwości lekko zelżały co dawało nadzieję, że mimo wszytko z nogą będzie ok. Podczas delikatnej rozgrzewki przed biegiem czułem ból ale nie na tyle silny abym miał w ostatniej chwili zrezygnować.
Dzisiejszy bieg polegał na pokonaniu czterech 2,5 km pętli dając w rezultacie dystans 10 km.


Nastawiłem się na bieg mocny aby uzyskać wynik na poziomie 48 minut. Mój dotychczasowy rekord to ponad 52 minuty, tak więc plan dość ambitny – szczególnie z kontuzją. Od razu ruszyłem dość mocno licząc na dobry wynik. Na początku ból nogi zbytnio nie doskwierał (był raczej jedynie uciążliwy) więc starałem się biec z góry założonym tempem.


Jednakże z upływającym czasem kłucie w nodze przemieniało się w ostry palący ból. Kilkukrotnie przeszło mi przez myśl aby zrezygnować. Tym bardziej, że zacząłem myśleć, że założony wynik jest nie do osiągnięcia.
Po drugiej pętli, czyli na półmetku okazało się, że czas jest całkiem dobry i w dalszym ciągu plan jest w zasięgu ręki. Tak więc pomimo narastającego bólu i coraz większego zmęczenia wykrzesałem drzemiące możliwości i powalczyłem jeszcze o wynik.
Trzecie kółko nie wyglądało jeszcze nadzwyczajnie, ale na ostatnim wycisnąłem z siebie wszystkie możliwości. W rezultacie pierwszą pętlę pokonałem w czasie 11:41, drugą 12:11, trzecią 12:15 i ostatecznie ostatnią w czasie 11:44.
Pozwoliło mi to uzyskać czas na mecie 47:53 co okazało się wykonaniem założonego planu i tym samym ustanowiłem swój nowy rekord.

Jednakże start odkupiłem swoim zdrowiem. Dolegliwość wróciła ze straszną mocą eliminując możliwość biegania a nawet chodzenie. Nie wykluczone, że będę zmuszony dłuższy czas dać sobie spokój z jakimikolwiek treningami.

poniedziałek, 29 lutego 2016

36 Półmaraton Wiązowski

28 lutego 2016.

Udział w biegu cały czas traktowałem jako kontrola formy w przygotowaniach do Orlen Maraton. Cel postawiłem sobie ambitnie, a mianowicie uzyskanie czasu poniżej 1:50. Do tej pory tylko raz pobiegłem poniżej 2 godzin. Miało to miejsce w zeszłym roku na Półmaratonie Warszawskim gdzie uzyskałem czas 1:55:54. Wszystkie wcześniejsze próby kończyły się totalną klęską. Zaczynałem zbyt mocno i nie wytrzymywałem założonego tępa.
Wszystko to powodowało, że do startu w Wiązownej podchodziłem mocno zestresowany. Bałem się, że znowu nie wytrzymam tempa co skończy się tragicznie.
Pomimo niezbyt optymistycznych prognoz, pogoda była wyśmienita do biegania i uzyskiwania dobrych wyników.
Taktyka na bieg była prosta. Zacząć spokojnie z lekką rezerwą i z upływem czasu i dystansu zwiększać tempo. Tylko jak tu przyśpieszać jeśli we wcześniejszych startach zwykle słabłem i zwalniałem. Jednakże założony plan należało wdrożyć w życie i próbować osiągnąć założony cel.
Zacząłem spokojnie i powoli się rozkręcałem. Pierwsze 5 km biegłem średnim tempem 5:13 co wydawało się zupełnie nie realne. Jednakże w ogóle nie odczuwałem zmęczenia i cały czas zwiększałem tempo. Na 6 kilometrze gdzie był pierwszy punkt z pomiarem czasu byłem na 796 pozycji.
Drugi pięciokilometrowy odcinek pobiegłem średnim tempem 5:03 gdzie chwilami schodziłem nawet poniżej 5:00. Nie ukrywam, że lekko mnie to przerażało. Takie tempo było wcześniej wręcz niewyobrażalne. Pomimo tego cały czas czułem się świeżo i nie odczuwałem żadnych dolegliwości ani wydolnościowych ani mięśniowych. Na półmetek dotarłem na 761 pozycji z czasem 54:38. Zarówno tempo było coraz szybsze jak i moja pozycja w stawce systematycznie przesuwała się do przodu.

(L) zawsze i wszędzie

Na tym etapie biegu miałem już pewność, że założony cel zostanie osiągnięty. Zdobyłem odrobinę nadwyżki czasowej i nawet gdybym lekko osłab to byłoby z czego tracić. Jednakże zamiast słabnąć cały czas przyśpieszałem. Trzecią piątkę przebiegłem w tempie 4:58 i na 15 km byłem 712.
W tym momencie postanowiłem zaatakować. Dość mocno przyśpieszyłem przesuwając się systematycznie do przodu. Średnie tempo na czwartym odcinku pięciokilometrowym 4:50, gdzie w dużej części tego odcinka biegłem na poziomie 4:30. Tu już zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Z tego też powodu trochę szarpałem, a dodatkowo na ostatnim punkcie z wodą zakrztusiłem się co mocno mnie zmęczyło.
Pomimo narastającego zmęczenia dobre samopoczucie mnie nie opuszczało.


Tak walcząc z czasem i dystansem dotarłem do ostatniej prostej gdzie pocisnąłem już maksymalnie. 


W rezultacie na metę dotarłem z czasem 1:46:34 na 659 miejscu.

To dla mnie niewiarygodne osiągnięcie. Wynik ten świadczy, że plan treningowy realizowany pod okiem Darka który ma mnie przygotować do Orlen Maraton daje rezultaty i należy go kontynuować. Złamanie 4 godzin powoli zaczyna wyglądać na realne. 

sobota, 13 lutego 2016

Wesołe Biegi Górskie cz. III

13 lutego 2016.

Kolejna edycja z cyklu Wesołych Biegów Górskich. W dwóch poprzednich biegach mieliśmy przekrój pogodowy od jesieni, przez zimę, aż w końcu dzisiaj prawie wiosna. Oczywiście dało się odczuć delikatnie przejmujące chłodne powietrze, ale do biegania warunki idealne. Po ostatnich deszczach i stopniałym śniegu obawiałem się, że będą duże ilości błota, ale tak nie było. Miejscami jedynie trochę grząskiego piachu ale bez większych niedogodności.
Intensywne codzienne treningi i wczorajsze szybkie bieganie stawiało lekki znak zapytania jak będzie postępowało zmęczenie i czy uda się wydusić z organizmu jeszcze więcej niż w dwóch poprzednich edycjach.
Wystartowałem z tyłu stawki i to chyba trochę mój błąd.


Nie jestem zbyt szybkim biegaczem, ale osoby dużo wolniejsze stają z przodu i później mozolnie trzeba się przeciskać do przodu. Nie byłoby większego problemu gdyby trzeba było wyprzedzać później jak wszystko się rozciągnie, ale przeciskanie zaczyna się od samego startu już na pierwszym podbiegu. Nie ma co jednak marudzić tylko trzeba napierać do przodu.
Dla przypomnienia kilka słów o trasie i formule biegu. Należy pokonać 5 pętli gdzie każda ma około 2 km, co w rezultacie daje około 10 km. Od razu na samym początku dość ostry i długi podbieg po prostej zakończony zbiegiem i za zakrętem kawałek po płaskim. Za kolejnym zakrętem kolejny podbieg również dość wymagający i dalej po „grzbiecie” wydmy gdzie występują bardzo przyjemne delikatne pagórki, na których w zależności od aktualnej dyspozycji można trochę odpocząć po podbiegu lub przyśpieszyć zyskując ważne sekundy. Dalej po dość zróżnicowanym terenie ale w miarę komfortowo aż do miejsca, gdzie za kolejnym zakrętem wyłania się „obrzydliwy” podbieg wydzierający z mięśni i płuc wszelkie rezerwy. Na szczycie wydmy nawrotka i dość długi mocny zbieg po bardzo nierównym podłożu. Dalej jeszcze tylko dwa zakręty i w miarę po płaskim do końca pętli – i tak 5 razy.
Mój rekord na tej trasie to 1:00:21. Cel to zejście poniżej jednej godziny. Aby go osiągnąć należy każdą pętlę pokonać w czasie poniżej 12 minut. Ze względu na to, że chciałem jak najszybciej wyrwać się z tłumu zacząłem dość mocno i od samego początku miałem obawy czy nie przestrzeliłem z tempem.


Każdy podbieg pokonywałem bez oszczędzania się, a na pozostałych częściach trasy napierałem bardzo mocno. W ostateczności pierwszą pętle pokonałem w czasie 11:06, co z jednej strony mnie lekko przeraziło jak sobie poradzę w dalszej części trasy, z drugiej strony pomyślałem, że jeśli utrzymam tempo to zejście poniżej godziny może okazać się realne.


Jednakże bojąc się czy wytrzymam, kolejną pętle rozpocząłem i pokonywałem z lekką rezerwą. W rezultacie drugie kółko przebiegłem w czasie 11:39 co w dalszym ciągu napawało mnie sporym optymizmem. Pomyślałem sobie, że jeśli w podobnym tempie pobiegnę kolejną pętlę to już nic nie pokrzyżuje mi planów. Co postanowiłem to zrealizowałem w czasie 11:50 i czułem, że pomimo narastającego zmęczenia tempo powinienem utrzymać. Następną pokonałem w 11:52 i rozpocząłem ostatni etap z dużym spokojem i pewnością, że się uda.


(L)
Ostatecznie dotarłem na metę z czasem 00:58:31, poprawiając tym samym mój poprzedni rekord na tej trasie o blisko 2 minuty, z czego oczywiście niezmiernie się cieszę. Jestem również pełen nadziei, że w kolejnych edycjach biegu po wydmie w Wesołej moje wyniki będą coraz lepsze.

niedziela, 17 stycznia 2016

Wesołe Biegi Górskie cz. II

16 stycznia 2016.

Drugi bieg w tym roku z cyklu Wesołe Biegi Górskie na wydmie w Starej Miłosnej. Tydzień temu pobiegłem bardzo dobrze co dawało nadzieję na kolejne dobre wyniki. Cały tydzień od poprzedniego startu przepracowałem dość solidnie co dało mi ostro w kość. Dlatego do biegu podszedłem na dużym luzie traktując start jako kolejny solidny trening. Dodatkowo doczekaliśmy się naprawdę wspaniałej zimy co wpłynęło na urok zawodów ale nie koniecznie na dobre wyniki.
Wystartowałem spokojnie z tyłu stawki i z upływem czasu przesuwałem się delikatnie do przodu. Ze względu na dużą ilość śniegu wyprzedzanie miejscami było w zasadzie niemożliwe. Dlatego biegnąc bezpośrednio za jakimś zawodnikiem należało cierpliwie czekać aż nadarzy się okazja do wyprzedzenia. Tak naprawdę jedyną do tego możliwość dawały podbiegi i tam trzeba było się mocno spiąć i docisnąć.


Tak też biegnąc na powiedzmy 90% podziwiałem przepiękną zimową aurę i wyprzedzałem kolejne osoby przesuwając się delikatnie do przodu.


Mniej więcej w połowie czwartej pętli mocno się przerzedziło przede mną i dopiero w oddali dostrzegłem jedną biegaczkę z którą postanowiłem trochę porywalizować. Zmniejszałem delikatnie dzielącą nas przestrzeń na podbiegach, ale na zbiegach znowu mi odchodziła. Jednakże nie poddawałem się i mocno napierałem do przodu. Dobiegłem do niej w połowie piątej pętli ale o wyprzedzeniu nie było mowy. Dopiero na ostatnim podbiegu oddychając już rękawami, po zaciętej walce delikatnie ją wyprzedziłem i do mety już nie oddałem prowadzenia w tej małej rywalizacji.


Ostatecznie na metę wpadłem z wynikiem 1:02:20, czyli gorzej od zeszłotygodniowego startu o dwie minuty. Mimo wszystko jestem zadowolony z tych zawodów i mam przekonanie, że gdyby nie zmęczenie ciągłym treningiem to wynik byłby sporo lepszy.
Po przekroczeniu mety krótko porozmawialiśmy sobie z biegaczką z którą rywalizowałem na ostatnich dwóch pętlach. Okazało się, że ona również potraktowała tą rywalizację dość poważnie i starała się abym jej nie wyprzedził. Obiecaliśmy sobie wspólną walkę na kolejnych edycjach tego biegu.

Trzeci bieg z tego cyklu za niecały miesiąc, kiedy będę już w głównej fazie treningu przygotowawczego do Orlen Maraton i pewnie ciężko będzie poprawić wynik ale czas pokaże.