czwartek, 8 listopada 2012

13 Poznań Maraton im. Macieja Frankiewicza

14 października 2012

Kolejny maraton z cyklu Korony Maratonów Polskich – trzeci. Cztery tygodnie temu biegłem w Maratonie Wrocławskim i ustanowiłem swój rekord. W zasadzie nie odpoczywałem, ale treningi robiłem raczej niewymagające. Podtrzymywałem jedynie formę. W dniu biegu czułem się wyśmienicie. Nic mi nie dolegało i czułem się „spragniony biegania”. Dodatkowo poza żoną towarzyszył mi kolega z Poznania, co wzmagało fajną atmosferę.
Tym razem, odmiennie od ostatnich dwóch maratonów, nie miałem zamiaru skupiać się na tętnie, a raczej na odpowiednim tempie. Oczywiście, starałem się w tym wszystkim zbytnio nie zapomnieć, aby nie odbiło się czkawką w końcówce biegu.
Na starcie bardzo zimno. Do momentu wystrzału byłem ubrany na „cebulę”.


Na miejscu startu obok mnie szykował się do biegu ksiądz w sutannie. Zażartowałem, że mam nadzieję, że nie będzie udzielał Ostatniego Namaszczenia. Słowa okazały się prorocze. Podczas biegu na moich oczach reanimowano jednego z biegaczy. Na mecie dowiedziałem się, że ratunek okazał się nieskuteczny i że biegnący ksiądz udzielił Ostatniego Namaszczenia. Nie wykluczone że to ten z którym żartowaliśmy na starcie.
Bieg rozpoczął się zgodnie z moim planem. Bez szaleństwa ale w tempie ukierunkowanym na co najmniej porównywalny wynik z Wrocławiem.  Na każdym z międzyczasów mój wynik był o kilka minut lepszy, a moje samopoczucie bardzo dobre. Na półmetku byłem o 12 minut szybciej niż we Wrocławiu. Cały czas kontrolowałem sytuację i biegłem stałym tempem. Nie miałem ani chwili zwątpienia. Dodatkowo, Żona z moim Kolegą w kliku miejscach trasy oczekiwali mnie i wspierali dopingiem.
W okolicach 35 kilometra pojawił się mały kryzys. Na odcinku ok. 1,5 km dosyć znaczący podbieg, sprawiający wrażenie nigdy się nie kończącego. Jednakże dalej już siła woli i euforia pozwoliły dobiec do mety z czasem netto 04:47:42, brutto 04:51:31.


To mój nowy rekord, lepszy od Wrocławia o prawie 11 minut. Wtedy wydawało mi się, że już nie jestem w stanie pobiec szybciej. Udało się.
Do kolejnego maratonu z cyklu korony zostało mniej więcej pół roku. Mam nadzieję, że uda mi się dobrze przygotować i zanotuję kolejny, choćby minimalny progres.
Podsumowując muszę powiedzieć, że maraton w Poznaniu bardzo mi się podobał. Trasa była dość przyjemna i zróżnicowana. Kibiców bardzo dużo, którzy żywiołowo dopingowali biegaczy. Kierowcy wykazywali wiele zrozumienia i w przeciwieństwie szczególnie do Wrocławia nie trąbili ani nie robili żadnych wyrzutów. Mało tego, wielokrotnie widziałem kierowców stojących w korku kibicujących z wnętrza samochodu, lub wręcz będących na zewnątrz z okrzykami zachęty dla biegnących.
Doskonała impreza.


Jak by tego było mało, na mecie poza izotonikami, było również piwo :).