wtorek, 27 marca 2012

7. Półmaraton Warszawski

25 marca 2012.

Wspaniała impreza. Ponad 7 tyś. uczestników. Pogoda niezła tyle, że było bardzo wietrznie. Trasa urozmaicona.


Do biegu byłem kompletnie nieprzygotowany. Od półmaratonu w Wiązownie dokucza mi kolano. Przez ostatni miesiąc prawie nie biegałem. Jednak nie mogłem sobie odpuścić takiej imprezy. Wynik nie miał znaczenia. Chciałem tylko w miarę bez pogłębienia kontuzji dobiec do mety. Tym bardziej, że za miesiąc maraton w Krakowie.
Na starcie pół godziny oczekiwania aż moja strefa ruszyła. Wiatr koszmarny. Wreszcie start. Ku mojemu zadowoleniu kolano prawie nie dokucza. Jednakże cały czas nie czułem się zbyt pewnie. Po pierwszych 5 kilometrach czas całkiem niezły.


Zaczynam myśleć o wyniku poniżej 2 godzin. Przed Cytadelą Warszawską trochę przyspieszyłem.


Po 10 km wynik coraz lepszy, a ja czułem się dobrze. Wreszcie dobiegamy do Agrykoli. Podbieg pod który niejednokrotnie miałem problem podjechać na rowerze, a teraz trzeba wbiec. Słyszę z boku określenie wzgórze prawdy – coś w tym jest. Podbiegłem z oporami ale nie najgorzej. Na 15 km wynik cały czas dobry, ale już wiem, że nie zejdę poniżej 2 godzin. Mam jednak jeszcze nadzieję na życiówkę.
Jednakże całe nadzieje prysły w dalszej części biegu. Z każdym kilometrem opadałem z sił. Już nie snułem planów o rekordzie. Wreszcie w zasięgu wzroku pojawił się Most Poniatowski. Wykrzesałem z siebie resztkę sił. Udało mi się nawet przyśpieszyć do tempa 5:30.


Wreszcie finisz. Dałem z siebie wszystko. Czas netto 2:09:24.


Najgorszy wynik z dotychczasowych ulicznych półmaratonów.
Po przekroczeniu mety czuję, że tracę przytomność. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Jednakże kilka głębszych oddechów i udało się opanować sytuację.
Pomimo słabego wyniku i tylu przeciwności jestem z biegu zadowolony. Dałem z siebie naprawdę wszystko co mogłem tego dnia. A atmosfera imprezy dodatkowo koi wszelkie rany.



Mam nadzieję, że innym razem uda się przełamać 2 godziny – może w Błoniu w sierpniu, czas pokaże. Teraz najważniejsze wyleczyć kolano. Po biegu doskwiera mocniej i trochę się martwię.