wtorek, 25 kwietnia 2017

Orlen Warsaw Marathon

23 kwietnia 2017.

Nadszedł czas pierwszej poważnej imprezy w tym roku. To już piąta edycja tego biegu i do tej pory we wszystkich brałem udział.

Dzięki wsparciu moich najbliższych cały czas czerpię siłę i motywację do dalszego biegania

Po wielu miesiącach rekonwalescencji i treningach na tyle intensywnych na ile to w ogóle możliwe w aktualnej sytuacji moja forma jest daleka od satysfakcjonującej. Jednakże moje nastawienie przed startem było pozytywne i wiedząc, że nie mam co liczyć na dobry wynik postanowiłem po prostu dać z siebie wszystko.


Celem było ukończyć bieg z czasem poniżej 4 godzin co wiedziałem, że jest mało realne. Mimo to ruszyłem zgodnie z założoną strategią dość wolno do pierwszego podbiegu na ul Sanguszki, a dalej już założonym tempem aby zmieścić się w czasie. Plan był realizowany idealnie miej więcej do połowy dystansu, jednakże tam wiele się zmieniło. Rozpoczął się bieg niemalże cały czas pod wiatr i do tego zmienność pogody powodowała, że chwilami było bardzo gorąco a za moment nieprawdopodobnie zimno. Do tego stopnia, że w okolicach 30 kilometra przy świecącym słońcu nagle zaczął padać dość obfity śnieg. Pogoda to oczywiście tylko niedogodność ale w jakimś stopniu również rzutowała na dalszy bieg.
Większym problemem były dolegliwości mięśniowe. Już od 11 kilometra zaczął mnie boleć mięsień dwugłowy uda co wpędziło mnie w niemałe nerwy i strach, że będę musiał przerwać bieg. Do tego w dalszej części dystansu zaczęły się straszne problemy z łydkami co powodowało walkę dosłownie przy każdym kroku. Pomimo, że zdałem sobie sprawę o niemożliwości uzyskania założonego czasu, postanowiłem kontynuować bieg angażując maksimum sił i możliwości.


Nie mogę nie wspomnieć o moich najbliższych którzy przez sporą część trasy towarzyszyli mi na rowerach dodatkowo motywując i wspierając „dobrym słowem J”.


Pojawiali się na trasie również zawodnicy z Legia Run Club którzy nie mniej zagrzewali do wzmożonego wysiłku i walki.
Ostatecznie na metę dotarłem z wynikiem 4:12:56. Wielu pomyśli, że czas bardzo słaby, ja jednak jest w pewnym sensie ze startu zadowolony. Kolejny raz udowodniłem sobie, że nie ma przeciwności z którymi nie dałbym sobie rady.

Może dalsze treningi i kolejne starty zarówno biegowe jak i triatlonowe w tym roku pozwolą na uzyskanie dobrego wyniku na jesieni.