niedziela, 4 grudnia 2011

Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim

Kolejny bieg z cyklu Grand Prix Warszawy. Najdroższy cykl biegów w jakich biorę udział. Nie chodzi o to, że 30 PLN to jakiś dramat, tylko o to, że nic za to nie ma. Kiepska organizacja, brak jakichkolwiek informacji. Nie ważne… Pogoda była fajna, trasa ciekawa i zróżnicowana. Generalnie Las Kabacki jest fajnym miejscem do tego typu imprez. Biegło mi się całkiem fajnie. Przez cały czas trzymałem tempo jakie sobie wcześniej założyłem. Na końcu mocny finisz i wynik całkiem niezły jak na moje możliwości. Czas netto 56:51. O wyniku brutto nie warto wspominać. Taka była organizacja, że przed przekroczeniem mety trzeba było odstać w kolejce kilka minut do odczytania numerów startowych. Po przekroczeniu mety kolejna fajna sytuacja. Medali starczyło tylko dla dwustu osób. Dla dalszych trzystu już zabrakło. Organizator o tym uprzedzał, ale to nie zmienia faktu, że cała organizacja do bani. Nie ma to dla mnie szczególnego znaczenia, dlatego będę uczestniczył w ich imprezach. Ważne żeby było gdzie biegać.




środa, 16 listopada 2011

Bieg Niepodległości

11 listopada. Pierwszy mój oficjalny bieg od czas Maratonu Warszawskiego. Trochę w tym czasie trenowałem, ale nie miałem zbyt wiele czasu. Dużo pracy zawodowej a dni coraz krótsze. Ale to wszystko nie ważne.
Impreza niesamowita. W sumie wystartowało ok. 7 500 biegaczy, rolkarzy, ludzi na wózkach  i Nordic Walking. Prawie wszyscy w koszulkach białych lub czerwonych. Całość robiła wielkie wrażenie.
Myślałem, że będzie się biegło ciężko, że będziemy sobie wzajemnie przeszkadzali, dlatego nie nastawiałem się na wynik. Okazało się jednak inaczej. Na starcie oczywiście było dość ciasno i przez pierwsze 2-3 minuty nie ruszyłem się prawie z miejsca. Ale jak już zacząłem biec, nie było większego problemu ze znalezieniem skrawka miejsca do w miarę wygodnego biegu. Jak dobiegliśmy do Dworca Centralnego i można było obserwować biegaczy na wiadukcie (po prawej stronie ulicy wszyscy w białych koszulkach, po lewej wszyscy w czerwonych) wrażenie było wspaniałe. Przez cały czas trzymałem tempo na poziomie 5.30 co na moje warunki jest całkiem nieźle. Ostatecznie dobiegłem do mety z czasem netto 55.23.
Jestem bardzo zadowolony zarówno z samej imprezy jak i mojego biegu. Do tej pory uważałem, że najfajniejszą imprezą masową w Warszawie jest Bieg Powstania Warszawskiego. Teraz do czołówki moich pozytywnych opinii dołączył Bieg Niepodległości.

poniedziałek, 26 września 2011

33 Maraton Warszawski

Mały wstęp.
W zeszłym roku zadebiutowałem w biegu maratońskim. Było to trochę jak porywanie się z motyką na słońce. Czemu? Dlatego, że zacząłem swoje pierwsze biegania w życiu na pół roku przed 32 Maratonem Warszawskim.  Po trzech miesiącach podjąłem decyzję o starcie. Biegałem wtedy maksymalnie czterokilometrowe dystanse. Jednakże, od tego momentu wziąłem się poważnie do roboty. Po 3 miesiącach, w debiucie uzyskałem czas 5:40:30 (5:37:27 netto). Byłem szczęśliwy.


Do 33 Maratonu Warszawskiego postanowiłem się przygotować w miarę możliwości solidnie. Przez rok przebiegłem ok 1 000 km. Wziąłem udział w wielu zawodach na różnych dystansach. Byłem gotowy do biegu w granicach 4:15-4:30. Oczywiście plany planami a życie swoje.
Na dwa tygodnie przed startem dopadła mnie rwa kulszowa. Wziąłem serię zastrzyków i do samego startu faszerowałem się antybiotykami. 25 września, szykując się rano do startu, byłem bliski rezygnacji. Jednakże doszedłem do wniosku, że jeśli nie spróbuję to będę miał straszne wyrzuty przez długi czas. Byłem gotowy przerwać bieg nawet natychmiast po starcie jeśli tylko byłaby taka konieczność.
Zaraz po starcie nie było tak źle.

Nr 1888

Jednakże, mniej więcej na 15 km. antybiotyki dały o sobie znać. Zupełnie opadłem z sił, mimo nie forsownego tempa. Ponadto, ból w plecach nasilał się z każdą chwilą i promieniował na nogę i rękę.  Każda część mojego ciała "mówiła" mi - zrezygnuj. Resztkami woli starałem się nie poddać. Biegłem coraz wolniej i z narastającymi problemami. Jechał obok mnie na rowerze mój serdeczny Kolega i wspierał mnie cały czas. Nie wykluczone, że bez tego bym nie dał rady. To była prawdziwa walka z przeciwnościami. Całe moje ciało sprzysięgło się aby mi dokuczyć i utrudnić bieg.
Na mecie niespodzianka. Czekają moi najbliżsi i finiszują razem ze mną.

Finisz z córką

Udało się dotrzeć do mety. "Finiszowałem :)" z czasem 5:16:50 (5:14:36 netto).


Czułem się jak zwycięzca (do tej pory nie rozumiem czemu nie dostałem Volva :). Byłem tak wycieńczony, że po przekroczeniu mety pobiegłem dalej. Dopiero słowa córki "Tato, możesz już przestać biec" spowodowały, że się zatrzymałem.
Na mecie łzy z bólu i emocji. Ale to się nie liczy. Teraz chwila odpoczynku i kolejne przygotowania. Bo jak się zacznie biegać w Maratonach to chciałoby się biegać już zawsze. Mam nadzieję, że do następnego przygotuje się dobrze i zdrowie nie spłata mi żadnego figla. Może wtedy uda się zrealizować plan którego nie wykonałem tym razem. Nie poddaje się.