czwartek, 8 sierpnia 2013

Puchar Maratonu Warszawskiego

3 sierpnia 2013

Pierwszy w tym roku mój bieg w cyklu Pucharu Maratonu Warszawskiego. Dystans 20 km. Cały czas pracuję nad tempem biegu i potraktowałem ten bieg jako oficjalną próbę zejścia w półmaratonie poniżej 2 godzin.
Lato już od dłuższego czasu daje się we znaki i dzisiaj nie było inaczej, potwornie gorąco a leśne dukty zamieniły się w piaskownice.
Jak zwykle na starcie stanąłem w końcówce stawki aby nikomu nie przeszkadzać i żeby nikt mi nie przeszkadzał. Okazało się to wielkim błędem. Po pierwsze jak zwykle najwolniejsi biegacze rozpoczęli bieg ustawieni bardziej z przodu co powodowało konieczność wyprzedzania na bardzo nierównej i wąskiej ścieżce. Jednakże jeszcze gorsze było to, że przez pierwsze ok. 500 metrów biegłem w potwornym tumanie kurzu. Moja wina – koniec narzekania.
Jak tylko się trochę rozciągnęło, starałem się biec tempem na czas końcowy poniżej 2 godzin. Na każdej 5 km pętli wychodziło trochę poniżej 5:50 na kilometr. W zasadzie 3 kółka tak biegłem i wszystko wskazywało na to, że uda się osiągnąć założony czas.

Jednakże temperatura dawał się we znaki i bezlitośnie odbierała siły. Dodatkowo jeden podbieg ok. 200 metrowy po piachu nie ułatwiał sprawy. Wszystko to powodowało, że na mniej więcej na 4 km każdej z pętli odczuwałem oznaki odwodnienia. Dopiero łyczek wody na końcówce każdego kółka dawał odrobinę orzeźwienia. Tak czy inaczej, ostatnia pętla zaczęła weryfikować wcześniejsze plany. Zaraz na jej początku dopadł mnie kryzys i bieg stał się jedną wielką walką o przetrwanie. Cały czas chodziło mi po głowie przejście w marsz. Zacząłem myśleć, że jednak nie uda się dobiec poniżej 2 godzin. Jednakże nie przestawałem walczyć i brnąłem dalej. Na metę udało się wbiec z czasem 1:57:03 – oczywiście rekord. Założenie udało się zrealizować. Jestem przekonany, że w takiej dyspozycji biegnąc półmaraton po płaskim wynik poniżej 2 godzin nie będzie problemem.

XXIII Bieg Powstania Warszawskiego

27 lipca 2012

Mój trzeci bieg w tej imprezie. Jak zwykle rewelacyjna atmosfera i podobnie jak w zeszłym roku potwornie gorąco. Od samego startu narzuciłem moje dość mocne tempo, czyli ok. 5:30 na kilometr. Ogromna ilość startujących biegaczy trochę utrudniała wyprzedzanie i bieg stałym tempem, ale nie było to jakimś dotkliwym problemem.
Bieg w scenerii Starego Miasta i okolic jak zawsze robi wrażenie, tym bardziej, że po zmroku.


Tak samo jak i poprzednimi razami, trasa biegu to dwie pętle po 5 km. Na Karowej pomimo kostki brukowej ale dzięki dużemu spadkowi można fajnie przyśpieszyć i trochę nadrobić czasu. Tyle tylko, że zaraz za Wisłostradą piekielny podbieg ulicą Sanguszki niweczy cały nadrobiony czas. Bieg Wisłostradą to też wątpliwa przyjemność. Pomimo lekkiego powiewu od strony Wisły, miało się wrażenie, że biegnie się w saunie.
Tak czy inaczej, po drugim kółku ostry finisz i meta.



Osiągnięty wynik to mój rekord 54:39 ze średnim tempem 5:28, oczywiście cieszy. Jednakże zaraz po biegu naszła mnie refleksja. Chcąc we wrześniu w Maratonie Warszawskim zejść poniżej 4 godzin, musiałbym biec takim tempem cały dystans, a wydaje mi się to niemożliwe.