niedziela, 6 marca 2016

Szybko po Woli

6 marca 2016.

No i nie wytrzymałem. Pomimo poważnego problemu z nogą postanowiłem wziąć udział w biegu który miał być tylko sprawdzianem aktualnej formy – tym razem na 10 km. Po dniu przerwy w treningu dolegliwości lekko zelżały co dawało nadzieję, że mimo wszytko z nogą będzie ok. Podczas delikatnej rozgrzewki przed biegiem czułem ból ale nie na tyle silny abym miał w ostatniej chwili zrezygnować.
Dzisiejszy bieg polegał na pokonaniu czterech 2,5 km pętli dając w rezultacie dystans 10 km.


Nastawiłem się na bieg mocny aby uzyskać wynik na poziomie 48 minut. Mój dotychczasowy rekord to ponad 52 minuty, tak więc plan dość ambitny – szczególnie z kontuzją. Od razu ruszyłem dość mocno licząc na dobry wynik. Na początku ból nogi zbytnio nie doskwierał (był raczej jedynie uciążliwy) więc starałem się biec z góry założonym tempem.


Jednakże z upływającym czasem kłucie w nodze przemieniało się w ostry palący ból. Kilkukrotnie przeszło mi przez myśl aby zrezygnować. Tym bardziej, że zacząłem myśleć, że założony wynik jest nie do osiągnięcia.
Po drugiej pętli, czyli na półmetku okazało się, że czas jest całkiem dobry i w dalszym ciągu plan jest w zasięgu ręki. Tak więc pomimo narastającego bólu i coraz większego zmęczenia wykrzesałem drzemiące możliwości i powalczyłem jeszcze o wynik.
Trzecie kółko nie wyglądało jeszcze nadzwyczajnie, ale na ostatnim wycisnąłem z siebie wszystkie możliwości. W rezultacie pierwszą pętlę pokonałem w czasie 11:41, drugą 12:11, trzecią 12:15 i ostatecznie ostatnią w czasie 11:44.
Pozwoliło mi to uzyskać czas na mecie 47:53 co okazało się wykonaniem założonego planu i tym samym ustanowiłem swój nowy rekord.

Jednakże start odkupiłem swoim zdrowiem. Dolegliwość wróciła ze straszną mocą eliminując możliwość biegania a nawet chodzenie. Nie wykluczone, że będę zmuszony dłuższy czas dać sobie spokój z jakimikolwiek treningami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz