No i nie wytrzymałem. Pomimo poważnego
problemu z nogą postanowiłem wziąć udział w biegu który miał być tylko
sprawdzianem aktualnej formy – tym razem na 10 km. Po dniu przerwy w treningu
dolegliwości lekko zelżały co dawało nadzieję, że mimo wszytko z nogą będzie ok.
Podczas delikatnej rozgrzewki przed biegiem czułem ból ale nie na tyle silny abym
miał w ostatniej chwili zrezygnować.
Nastawiłem się na bieg mocny aby
uzyskać wynik na poziomie 48 minut. Mój dotychczasowy rekord to ponad 52
minuty, tak więc plan dość ambitny – szczególnie z kontuzją. Od razu ruszyłem
dość mocno licząc na dobry wynik. Na początku ból nogi zbytnio nie doskwierał
(był raczej jedynie uciążliwy) więc starałem się biec z góry założonym tempem.
Jednakże z upływającym czasem kłucie
w nodze przemieniało się w ostry palący ból. Kilkukrotnie przeszło mi przez myśl
aby zrezygnować. Tym bardziej, że zacząłem myśleć, że założony wynik jest nie
do osiągnięcia.
Po drugiej pętli, czyli na
półmetku okazało się, że czas jest całkiem dobry i w dalszym ciągu plan jest w
zasięgu ręki. Tak więc pomimo narastającego bólu i coraz większego zmęczenia wykrzesałem
drzemiące możliwości i powalczyłem jeszcze o wynik.
Trzecie kółko nie wyglądało
jeszcze nadzwyczajnie, ale na ostatnim wycisnąłem z siebie wszystkie
możliwości. W rezultacie pierwszą pętlę pokonałem w czasie 11:41, drugą 12:11,
trzecią 12:15 i ostatecznie ostatnią w czasie 11:44.
Pozwoliło mi to uzyskać czas na
mecie 47:53 co okazało się wykonaniem założonego planu i tym samym ustanowiłem
swój nowy rekord.
Jednakże start odkupiłem swoim
zdrowiem. Dolegliwość wróciła ze straszną mocą eliminując możliwość biegania a
nawet chodzenie. Nie wykluczone, że będę zmuszony dłuższy czas dać sobie spokój
z jakimikolwiek treningami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz