25 lipca 2015
Piąta z rzędu edycja w której
biorę udział. Uczestnictwo stało się pewnego rodzaju tradycją. Cel, formuła,
klimat i wszystkie inne czynniki powodują, że bez względu na formę i
samopoczucie nie wyobrażam sobie nie wzięcia udziału w tak wspaniałej imprezie
biegowej. Tym razem dodatkowo w biegu miały wziąć udział moje Córki. Ostatecznie
jednak na starcie stanęła tylko Ewa a Asia w ostatniej chwili zrezygnowała. Nie
biegliśmy jednak razem ponieważ Ewa wystartowała na dystansie 5 km.
Jak zawsze start biegu głównego
na dystansie 10 km był o godzinie 21. Przez cały dzień pogoda wariowała i nie wiadomo
było czego możemy się spodziewać. W pierwszej części dnia upał 30 stopniowy,
który przerodził się w potężne burze na dwie godziny przed startem. Wszystko jednak
ustało przed biegiem i warunki atmosferyczne stały się bardzo przyjemne dające
szansę na uzyskiwanie bardzo dobrych wyników. We wszystkich wcześniejszych
edycjach było zupełnie inaczej. Wysoka temperatura i parna atmosfera nie dawały
tak komfortowych warunków do ścigania się.
Biegacze na 5 km wystartowali, a
my ustawiliśmy się w swoich strefach i cierpliwie czekaliśmy na start. Tym razem
organizator zmodyfikował trochę formułę i poszczególne strefy czasowe
startowały z kilkuminutowym opóźnieniem. Z jednej strony opóźniło to mój start
o 15 minut, z drugiej strony dało szansę na sprawne rozciągnięcie się ogromnej
rzeszy biegaczy umożliwiając płynne wystartowanie i wejście we własne tempo
biegowe. Chwilę przed startem elity odśpiewaliśmy Hymn Narodowy co dodatkowo
nastroiło nas i jeszcze mocniej mogliśmy odczuwać cel imprezy.
Tak oczekując na swoją kolej w
końcu się doczekaliśmy i ruszyliśmy w kierunku linii startu. Po krótkim odliczaniu
usłyszeliśmy upragniony wystrzał startera i ruszyliśmy. Na początku oczywiście
było trochę ciasno, ale z każdą chwilą coraz bardziej warunki się poprawiały i
można było biec w założonym tempie.
Ruszyłem trochę mocniej niż
planowałem, ale nie zmieniałem tempa ponieważ biegło mi się doskonale i
liczyłem na dobry wynik. Trasę znam na pamięć więc doskonale wiedziałem w
których momentach jak się zachowywać. Tak też po przebiegnięciu przez urokliwą
Starówkę po skręcie w Karową gdzie jest dość długi odcinek w dół ostro ruszyłem
do przodu starając się zdobyć odrobinę rezerwy czasowej. Po tej rozkoszy
biegowej wbiegliśmy na Wisłostradę i dalej po płaskim aż do Sanguszki. Liczyłem
na tym odcinku na ożywcze podmuch wiatru od Wisły ale się rozczarowałem. Pomimo
lekkiej mżawki temperatura dawała się we znaki.
Sanguszki to oczywiście kilkuset
metrowy podbieg gdzie należało lekko zwolnić aby nie opaść z sił na dalszą
część biegu. Na półmetku byłem z czasem 26:14 co dawało szansę na dobry wynik. Na
punkcie z piciem wziąłem minimalny łyk izotoniku nawet nie zwalniając i
ruszyłem mocno na drugą pętlę. Cały czas czułem się wyśmienicie, ale powoli
zacząłem odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Na Krakowskim Przedmieściu coraz
bardziej zmęczony nie mogłem doczekać się Karowej gdzie wiedziałem, że na
zbiegu przyśpieszę a dodatkowo odpocznę. Tak też się stało i znowu wpadliśmy na
odcinek prostej na Wisłostradzie. Tu już tchu brakowało i coraz mocniej chwytała
mnie kolka. Dotarłem jednak do podbiegu i finisz na ostatniej prostej. Nie było
już dynamiki jakiej bym sobie życzył, ale wykrzesałem resztki sił i wpadłem na
metę z czasem 52:49. To wynik lepszy od rekordowego z zeszłego roku o blisko
minutę.
Po kryzysie i dolegliwościach
zdrowotnych spowodowanych wyczerpującym biegiem w Górach Stołowych mogę podejrzewać,
że wracam do formy. Rekordowy czas i doskonałe samopoczucie nastrajają
pozytywnie przed Ultra Maratonem Karkonoskim za tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz