środa, 29 lipca 2015

Regeneracja

Już blisko 4 tygodnie od krytycznego SMGS i 3 dni do Maratonu Karkonoskiego. Ostatnie kilkanaście dni odpoczywałem od biegania licząc na odpowiednie zregenerowanie się organizmu tak, aby być gotowym do biegu górskiego w najbliższy weekend.


Nie była to typowa regeneracja, ponieważ w ostatnią sobotę biegłem w BPW gdzie bez oszczędzania się uzyskałem bardzo dobry wynik. Dzisiaj zrobiłem ostatni trening.
Po krótkim rozgrzaniu i rozciąganiu pobiegłem zasadniczy trening w średnim tempie 4:53. Na koniec schładzanie i znowu krótka sesja stretchingu zakończona spacerem do domu. Ostatnie na czym mi dzisiaj zależało to nadmierne zmęczenie, dlatego pomimo delikatnego treningu mam wrażenie, że wszystko wykonałem prawidłowo i jestem gotowy do zbliżającego się wyzwania.
Efekt poznam już w najbliższą sobotę :)

niedziela, 26 lipca 2015

25 Bieg Powstania Warszawskiego

25 lipca 2015

Piąta z rzędu edycja w której biorę udział. Uczestnictwo stało się pewnego rodzaju tradycją. Cel, formuła, klimat i wszystkie inne czynniki powodują, że bez względu na formę i samopoczucie nie wyobrażam sobie nie wzięcia udziału w tak wspaniałej imprezie biegowej. Tym razem dodatkowo w biegu miały wziąć udział moje Córki. Ostatecznie jednak na starcie stanęła tylko Ewa a Asia w ostatniej chwili zrezygnowała. Nie biegliśmy jednak razem ponieważ Ewa wystartowała na dystansie 5 km.


Jak zawsze start biegu głównego na dystansie 10 km był o godzinie 21. Przez cały dzień pogoda wariowała i nie wiadomo było czego możemy się spodziewać. W pierwszej części dnia upał 30 stopniowy, który przerodził się w potężne burze na dwie godziny przed startem. Wszystko jednak ustało przed biegiem i warunki atmosferyczne stały się bardzo przyjemne dające szansę na uzyskiwanie bardzo dobrych wyników. We wszystkich wcześniejszych edycjach było zupełnie inaczej. Wysoka temperatura i parna atmosfera nie dawały tak komfortowych warunków do ścigania się.
Biegacze na 5 km wystartowali, a my ustawiliśmy się w swoich strefach i cierpliwie czekaliśmy na start. Tym razem organizator zmodyfikował trochę formułę i poszczególne strefy czasowe startowały z kilkuminutowym opóźnieniem. Z jednej strony opóźniło to mój start o 15 minut, z drugiej strony dało szansę na sprawne rozciągnięcie się ogromnej rzeszy biegaczy umożliwiając płynne wystartowanie i wejście we własne tempo biegowe. Chwilę przed startem elity odśpiewaliśmy Hymn Narodowy co dodatkowo nastroiło nas i jeszcze mocniej mogliśmy odczuwać cel imprezy.
Tak oczekując na swoją kolej w końcu się doczekaliśmy i ruszyliśmy w kierunku linii startu. Po krótkim odliczaniu usłyszeliśmy upragniony wystrzał startera i ruszyliśmy. Na początku oczywiście było trochę ciasno, ale z każdą chwilą coraz bardziej warunki się poprawiały i można było biec w założonym tempie.
Ruszyłem trochę mocniej niż planowałem, ale nie zmieniałem tempa ponieważ biegło mi się doskonale i liczyłem na dobry wynik. Trasę znam na pamięć więc doskonale wiedziałem w których momentach jak się zachowywać. Tak też po przebiegnięciu przez urokliwą Starówkę po skręcie w Karową gdzie jest dość długi odcinek w dół ostro ruszyłem do przodu starając się zdobyć odrobinę rezerwy czasowej. Po tej rozkoszy biegowej wbiegliśmy na Wisłostradę i dalej po płaskim aż do Sanguszki. Liczyłem na tym odcinku na ożywcze podmuch wiatru od Wisły ale się rozczarowałem. Pomimo lekkiej mżawki temperatura dawała się we znaki.
Sanguszki to oczywiście kilkuset metrowy podbieg gdzie należało lekko zwolnić aby nie opaść z sił na dalszą część biegu. Na półmetku byłem z czasem 26:14 co dawało szansę na dobry wynik. Na punkcie z piciem wziąłem minimalny łyk izotoniku nawet nie zwalniając i ruszyłem mocno na drugą pętlę. Cały czas czułem się wyśmienicie, ale powoli zacząłem odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Na Krakowskim Przedmieściu coraz bardziej zmęczony nie mogłem doczekać się Karowej gdzie wiedziałem, że na zbiegu przyśpieszę a dodatkowo odpocznę. Tak też się stało i znowu wpadliśmy na odcinek prostej na Wisłostradzie. Tu już tchu brakowało i coraz mocniej chwytała mnie kolka. Dotarłem jednak do podbiegu i finisz na ostatniej prostej. Nie było już dynamiki jakiej bym sobie życzył, ale wykrzesałem resztki sił i wpadłem na metę z czasem 52:49. To wynik lepszy od rekordowego z zeszłego roku o blisko minutę.



Po kryzysie i dolegliwościach zdrowotnych spowodowanych wyczerpującym biegiem w Górach Stołowych mogę podejrzewać, że wracam do formy. Rekordowy czas i doskonałe samopoczucie nastrajają pozytywnie przed Ultra Maratonem Karkonoskim za tydzień.

środa, 22 lipca 2015

Radość z biegania

Jak można było przewidzieć nie wytrzymałem. Po problemach zdrowotnych spowodowanych przetrenowaniem obiecałem sobie dwutygodniową regenerację. Rozłąka z bieganiem trwała i tak dość długo, bo pełne 10 dni.


Na 3 dni przed Biegiem Powstania Warszawskiego postanowiłem zrobić krótkie rozbieganie. Warunki atmosferyczne nie były optymalne, ponieważ o godzinie 19 było 30oC i kompletny brak ruchu powietrza. Jednak nie było co wybrzydzać i ruszyłem.
Zacząłem od kilkunastominutowego spokojnego biegu zakończonego krótkim zestawem ćwiczeń rozciągających. Następnie zrobiłem 4 kilometry dość dynamicznym tempem 5:20. Na koniec lekki trucht i powrót do domu.

Biegło mi się bardzo przyjemnie, aczkolwiek odczuwałem warunki atmosferyczne. Wydaje mi się jednak, że przerwa zrobiła swoje i organizm zdążył wystarczająco się zregenerować. Dodatkowo co bardzo ważne, Achilles przestał mi zupełnie dokuczać. Myślę, że wyjście na trening było doskonałym pomysłem. Mam nadzieję, że w najbliższą sobotę uda się pobiec 10 km w granicach 52 minut, co będzie dobrym prognostykiem przed Maratonem Karkonoskim 1 sierpnia.

czwartek, 16 lipca 2015

Tęsknota za bieganiem

Minęło kilka dni od dramatycznie ciężkiego biegu górskiego SMGS w Pasterce na 50 km. Zaraz po biegu obiecałem sobie, że zrobię kilkutygodniową przerwę w bieganiu tak aby odpowiednio się zregenerować. Jednakże to nie taka prosta sprawa. Już 4 dni od zawodów zrobiłem lekki trening na którym przebiegłem 10 km spokojnym tempem. Biegało mi się wspaniale, tak więc następnego dnia znowu zrobiłem dyszkę już mocniej przyciskając. Byłem lekko zmęczony ale bez jakichkolwiek problemów. Tak więc idąc za ciosem w tydzień po starcie w górach zrobiłem dłuższe wybieganie ze zróżnicowanym tempem na 26 km Trening
Pogoda była całkiem dobra, jednakże chwilami dość gorąco. Pod koniec treningu dość mocno osłabłem, a do tego zaczął mi dokuczać Achilles w lewej nodze. Kontynuując bieg już tak aby tylko dobiec dotarłem do domu i stało się coś dziwnego z czym nigdy wcześniej się nie spotkałem.



Opadłem zupełnie z sił a do tego naszła mi mgła na oczy do tego stopnia, że przez kilka godzin praktycznie nic nie widziałem. Okazuje się, że organizmu nie da się oszukać, regeneracja to jedna z najważniejszych części treningu. Co z tego, że doskonale o tym wiem jak biegać się chce J. Tak czy inaczej nie wiem czy nie dorobiłem się przetrenowania na tyle silnego, że zaczynam się obawiać o moją formę w dalszej części sezonu. Lepiej późno niż wcale ale zadecydowałem o odstawienia biegania na pewien czas. Oczywiście nie tak dokładnie, ponieważ za tydzień Bieg Powstania Warszawskiego na 10 km, no i oczywiście za dwa tygodnie Maraton Karkonoski na 47 km. Nie wiem jak mi się to uda, ale zamierzam w międzyczasie nie biegać. Sam nie wiem jaki będzie tego efekt, czy organizm się zregeneruje i będzie gotowy do walki, czy wręcz przeciwnie efekt będzie odmienny od oczekiwanego. Nie wiem tylko jak mi przyjdzie realizacja regeneracji, ponieważ nie biegam od 3 dni i nie jestem wstanie o niczym innym myśleć jak tylko o ruszeniu w trasę.

środa, 8 lipca 2015

Supermaraton Gór Stołowych

4 lipca 2015.

No i stało się – pierwszy mój bieg którego nie udało mi się ukończyć. Ale po kolei.
Jak wynikało z wszelkich dostępnych informacji, jeden z najtrudniejszych biegów górskich w Polsce. Oczywiście nie specjalnie bym się nad tym skupiał ponieważ słyszę to przed różnymi biegami. Dystans ok 50 km., przewyższenia +2200/ - 2000 m, limit 9 godzin.



Już kilka dni przed startem wiedziałem, że będzie ciężko ze względu na pogodę. Wszystkie prognozy mówiły o ponad 30 stopniowym upale i bezchmurnym niebie. Co gorsza akurat te prognozy się sprawdziły.
Do Pasterki przyjechałem z Córkami i Michałem dzień przed biegiem. Rozbiliśmy namioty w bardzo urokliwym miejscu i wyruszyliśmy na spacer na Szczeliniec.


Po powrocie zarejestrowałem się w biurze zawodów i pełen nadziei w dobrej formie relaksowałem się oczekując dnia następnego i startu o godzinie 9. W godzinach popołudniowych dostałem SMS od organizatora z informacją, że start został przeniesiony na godzinę 11. Było to spowodowane równolegle rozgrywanymi zawodami rowerowymi po stronie Czeskiej. Ze względu na upał nie była to dobra informacja.
Rano w doskonałym nastroju stawiłem się na linii startu z pozostałymi biegaczami.


Po kilku komunikatach wystartowaliśmy. Do pierwszego punktu kontrolnego usytuowanego po stronie Czeskiej i w bardzo urokliwym terenie było 8 km. Bez specjalnego forsowania biegłem aby uzyskać na tym odcinku ok 30 minut rezerwy czasowej. Biegło mi się doskonale i pomimo strasznego upału byłem pełen dobrych myśli.


Piłem regularnie płyny i realizowałem założenia które sobie wcześniej ustaliłem. Do punktu dotarłem 40 minut przed czasem w doskonałym nastroju. Byłem pewny, że wszystko dalej również dobrze pójdzie. Jednakże po pewnym czasie zacząłem lekko słabnąć. Pomimo założenia, że będę jadł regularnie, pierwszego żela zjadłem z pewnym opóźnieniem i bardzo ciężko było mi się zmusić do przyjmowania pokarmu. Jadłem małymi cząsteczkami baton energetyczny ale moc spadała. Ta część trasy była w sporej części odsłonięta i to również źle wpływało na moją formę. Dodatkowo od pewnego już czasu miałem straszny i ciągły ból pleców. Drugi punkt kontrolny usytuowany był w tym samym miejscu co pierwszy na 18 km trasy. Końcówkę tego dystansu w zasadzie szedłem wspierając się kijkami. Dotarłem do niego po blisko 2 godzinach co lekko mnie zaniepokoiło. Miałem jednak cały czas zapas czasu uzyskany na pierwszym odcinku. Na punkcie niespodzianka i spotkanie z moją ekipą „supportową”. Po uzupełnieniu picia w bukłaku i zjedzeniu paru rodzynek ruszyłem dalej. Odzyskałem siły i dość dobrze mi się biegło. W tej części trasy przeważały zbiegi gdzie mogłem dość mocno nadrabiać czas. Znowu pełen dobrych myśli kontynuowałem bieg licząc na dobry wynik. Jednakże jak to w górach, jak są zbiegi muszą być i podbiegi. Ponownie znacznie opadłem z sił. Co gorsza zupełnie przestałem przyjmować pokarmy energetyczne. W głowie kłębiła mi się myśl, że byłoby fajnie gdyby sędziowie nie wypuścili mnie z punktu kontrolnego na dalszą część trasy. Był on usytuowany w miejscu startu, czyli przy schronisku Pasterka na 28 km. Końcówka tego odcinka lekko się wypłaszczyła dzięki czemu znowu mogłem mocniej pobiec.

(L)

Gdy już do niego dotarłem usłyszałem upragnione słowa abym zszedł z trasy. Jednakże zamiast mnie to ucieszyć, strasznie się zdenerwowałem. Miałem jeszcze 15 minut rezerwy czasowej i o rezygnacji nie było mowy. Po uzupełnieniu picia i schłodzeniu głowy wodą kontynuowałem bieg. Znowu poczułem się lepiej i pomimo przekonania, że nie dotrę do następnego punktu na 36 km w limicie czasowym moje morale się podniosło. Udało mi się nawet dogonić większą grupę biegaczy do których się podłączyłem i wspólnie brnęliśmy do przodu. Teren był zróżnicowany gdzie trochę szliśmy i trochę biegliśmy. Zacząłem się poważnie martwić stanem moich achillesów które bolały mnie okrutnie od dłuższego czasu. Bałem się, że może się to przerodzić w długotrwałą kontuzję. Dotarliśmy w końcu do dość długiego odcinka w dół. Wszystkich tam wyprzedziłem i pomknąłem ile sił do przodu. Zbieg był bardzo wymagający ale nie zważając na trudności odrabiałem straty. Oczywiście w pewnym momencie stało się to co było nieuniknione. Potwornie długi i najtrudniejszy odcinek po skałach ostro w górę. Tam kolejny raz opadłem z sił i ostatecznie podjąłem decyzję o zakończeniu zmagań na 4 punkcie kontrolnym, którego nie miałem już szansy osiągnąć w limicie czasowym. Każdy kolejny metr był drogą przez mękę. Plecy i achillesy bolały mnie coraz mocniej i nawet na chwilę ból nie ustępował. W totalnych męczarniach dotarłem do parkingu pod Szczelińcem 40 minut po czasie i z drżącym głosem zakomunikowałem obsłudze biegu moje zejście z trasy.


W tym punkcie zrezygnował również biegacz, którego przejmującą relację można przeczytać tu:  Relacja

Po chwili dotarli moi wierni druhowie przynosząc upragnione piwo. Ich dobre słowa chociaż w części pozwoliły na zapanowanie nad emocjami wywołanymi koniecznością zejścia z trasy. Za miesiąc bieg górski w Karkonoszach. Mam nadzieję, że nie będzie takiego upału i uda mi się podbudować morale. Oczywiście za rok zrobię wszystko aby zapisać się na Supermaraton Gór Stołowych i ukończyć go łatając głęboką ranę na moim sercu.