Kolejna impreza z gatunku biegów
górskich zlokalizowana pod Warszawą, tym razem Wesoła. Cykl biegów bardzo
fajnie nazwany przez organizatorów – Wesołe Biegi Górskie. Można było odczuć atmosferę niemal jak rodzinną.
Trasa poprowadzona
rewelacyjnie po wydmie o dużym zróżnicowaniu terenu – 225 metrów przewyższenia,
dystans 10 km z lekkim naddatkiem (5 pętli po ok. 2 km).
Potraktowałem ten bieg tak jak i
poprzednie, przede wszystkim jako dobry trening przed czekającymi mnie
imprezami: czerwiec – Bieg Rzeźnika, lipiec – Maraton Gór Stołowych, sierpień –
Maraton Karkonoski. Plan jest taki, aby podbiegać mocno w miarę możliwości i
zbiegać na maksymalnych obrotach.
Tak więc stanęliśmy na starcie. Od
razu mocny podbieg i pierwsza weryfikacja sił.
Zacząłem spokojnie ale zgodnie z
planem bez zbytniego folgowania. Zaraz za wierzchołkiem podbiegu, najpierw
lekko i po chwili mocno w dół. Pobiegłem ile sił w nogach ale tak aby nie
stracić równowagi co mogłoby zakończyć się nieprzyjemnym kontaktem z glebą. Dalej
zróżnicowany terem i dużo piachu, aż w końcu kolejny bardzo mocny podbieg,
cięższy od tego na początku. U skraju wzniesienia ostro po grząskim piachu w
lewo i prawie od razu z górki na pazurki.
Nie mogłem oczywiście zapomnieć i musiałem oddać co cesarskie cesarzowi a co w sercu to dla Legii.
(L) zawsze i wszędzie
Dalej jeszcze kilka podbiegów i
zbiegów, aż w końcu ostatnia prosta lekko w dół do zakrętu i kolejna pętla – i tak
5 razy. Rozpoczynając piątą pętlę pomimo wielkiego zmęczenia dobry humor i przyjemność z biegania mnie nie opuszczały.
Nie licząc drobnych różnic kolejne
pętle wyglądały bardzo podobnie, aż do ostatniej prostej gdzie finiszowałem
maksymalnie na ile było to w tym momencie możliwe. Na metę wpadłem z czasem
1:04:45. Trudno odnieść i się do tego czasu ponieważ pierwszy raz biegłem tą
trasą. Kolejne edycje pozwolą zweryfikować czy czas był dobry. Mnie się wydaje,
że tak i bieg zaliczam do bardzo udanych. Tym bardziej, że zrealizowałem założone
cele treningowe. Wiem tylko, że muszę mocno popracować jeszcze nad podbiegami
bo tam wiele tracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz