No i stało się. Debiut w
triathlonie zaliczony. Podszedłem do tematu zapoznawczo i bez parcia na wynik. Oczywiście
nie sposób pozbyć się ducha rywalizacji więc wtedy kiedy mogłem to cisnąłem ile
fabryka dała.
Ale po kolei. Dobrze pływam więc
liczyłem na dobry czas w pierwszej konkurencji. Okazało się jednak, że nie
doceniłem tego co się dzieje w tak zwanej „pralce”. Płynięcie wśród kilkuset
innych uczestników to istny armagedon.
Nie chciałem starować ze zbyt dalekiej pozycji ale też nie z pierwszej linii, co spowodowało, że znalazłem się w samym środku całej stawki. Tam nie ma żadnych reguł. Każdy młóci ile sił zarówno rękami jak i nogami. Ciosy piętą w twarz czy ręką w głowę to powtarzający się co chwilę standard. O ile na prostej można było znaleźć minimalną lukę aby normalnie płynąć, tak przy opływaniu bojki gdzie każdy chce wejść jak najmniejszym łukiem to już walka o przetrwanie. Wyprzedzanie oczywiście graniczyło z cudem, tak więc płynąłem w kipieli w miejscu gdzie wystartowałem do samego wyjścia z wody. Ostatecznie 950 metrów trasy pływackiej pokonałem w czasie 20:41. Mogę jedynie podsumować, że nic nie straciłem ale i nic nie zyskałem w tej części zawodów.
Nie chciałem starować ze zbyt dalekiej pozycji ale też nie z pierwszej linii, co spowodowało, że znalazłem się w samym środku całej stawki. Tam nie ma żadnych reguł. Każdy młóci ile sił zarówno rękami jak i nogami. Ciosy piętą w twarz czy ręką w głowę to powtarzający się co chwilę standard. O ile na prostej można było znaleźć minimalną lukę aby normalnie płynąć, tak przy opływaniu bojki gdzie każdy chce wejść jak najmniejszym łukiem to już walka o przetrwanie. Wyprzedzanie oczywiście graniczyło z cudem, tak więc płynąłem w kipieli w miejscu gdzie wystartowałem do samego wyjścia z wody. Ostatecznie 950 metrów trasy pływackiej pokonałem w czasie 20:41. Mogę jedynie podsumować, że nic nie straciłem ale i nic nie zyskałem w tej części zawodów.
Po pływaniu oczywiście jazda na
rowerze. Jednakże zanim można było ruszyć trzeba było przejść przez strefę
zmian T1 gdzie należało zdjąć piankę i założyć buty rowerowe. Tutaj bardzo
ważne jest doświadczenie. Ja robiłem to bezładnie i bez pośpiech co kosztowało
mnie prawie 6 minut.
Moja rakieta
Pozostali konkurenci
Po wyjściu z T1 sama przyjemność,
czyli jazda na maksa na rowerze. Mieliśmy do pokonania tą samą trasą 2 pętle
czyli 4 długości w tą i z powrotem. Pierwsza długość to ostre tempo i rosnące
oczekiwania uzyskania dobrego wyniku. Jednakże druga długość to jazda pod
bardzo mocny wiatr i walka o przetrwanie. Oczywiście ta sama sytuacja powtórzyła
się na drugiej pętli i końcówkę jechałem już bez tak wielkiej przyjemności i na
dużym zmęczeniu.
Dodatkowo zdrętwiały mi plecy i stopy co w perspektywie następnej konkurencji na nastawiało optymistycznie. Ostatecznie dystans 45 km pokonałem w czasie 1:34:32 co wydaje się nie najgorszym wynikiem przy dość ciężkich warunkach.
Dodatkowo zdrętwiały mi plecy i stopy co w perspektywie następnej konkurencji na nastawiało optymistycznie. Ostatecznie dystans 45 km pokonałem w czasie 1:34:32 co wydaje się nie najgorszym wynikiem przy dość ciężkich warunkach.
Tak jak po pływaniu tak i teraz
strefa zmian T2 gdzie zmieniałem buty rowerowe na biegowe co zajęło mi blisko 3
minuty. To kolejna spora strata i konieczność poprawy na następnych startach.
Bieg po wyczerpującym rowerze nie
należy do przyjemności. Dodatkowo dopiero teraz zorientowałem się, że większość
trasy biegowej została poprowadzona po grząskim piachu lub kamieniach tylko
chwilami wychodząc na osiedlowy chodnik.
Z każdym kilometrem przyzwyczajałem się coraz bardziej do biegu i było coraz łatwiej i szybciej. Jednakże co oczywiste zmęczenie narastało coraz bardziej i wypatrywałem mety z coraz większym utęsknieniem. Ostatecznie dystans 10,55 km pokonałem w czasie 1:02:28. Liczyłem, że podczas biegu sporo nadrobię co jednak się nie ziściło.
Z każdym kilometrem przyzwyczajałem się coraz bardziej do biegu i było coraz łatwiej i szybciej. Jednakże co oczywiste zmęczenie narastało coraz bardziej i wypatrywałem mety z coraz większym utęsknieniem. Ostatecznie dystans 10,55 km pokonałem w czasie 1:02:28. Liczyłem, że podczas biegu sporo nadrobię co jednak się nie ziściło.
Łącznie wszystkie 3 dyscypliny na
dystansie 1/4 Iroman ukończyłem z czasem 3:06:22 co w przypadku debiutu wydaje
się niezłym osiągnięciem. Ciężki trening i wyeliminowanie niepotrzebnych strat
daje nadzieję na dobry wynik w lipcu na dystansie 1/2 Iroman.
(L) zawsze i wszędzie
Podsumowując, pływanie na całość
ma niewielki wpływ. Decydujący o wyniku jest rower i tam można najwięcej zyskać
bądź stracić. Do przetrwania całości kluczowy jest bieg. Jeżeli zbyt mocno się sforsujemy
na rowerze to bieg może uniemożliwić ukończenie zawodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz