poniedziałek, 22 maja 2017

Garmin Iron Triathlon 1/4 IROMAN

21 maja 2017

No i stało się. Debiut w triathlonie zaliczony. Podszedłem do tematu zapoznawczo i bez parcia na wynik. Oczywiście nie sposób pozbyć się ducha rywalizacji więc wtedy kiedy mogłem to cisnąłem ile fabryka dała.


Ale po kolei. Dobrze pływam więc liczyłem na dobry czas w pierwszej konkurencji. Okazało się jednak, że nie doceniłem tego co się dzieje w tak zwanej „pralce”. Płynięcie wśród kilkuset innych uczestników to istny armagedon.


Nie chciałem starować ze zbyt dalekiej pozycji ale też nie z pierwszej linii, co spowodowało, że znalazłem się w samym środku całej stawki. Tam nie ma żadnych reguł. Każdy młóci ile sił zarówno rękami jak i nogami. Ciosy piętą w twarz czy ręką w głowę to powtarzający się co chwilę standard. O ile na prostej można było znaleźć minimalną lukę aby normalnie płynąć, tak przy opływaniu bojki gdzie każdy chce wejść jak najmniejszym łukiem to już walka o przetrwanie. Wyprzedzanie oczywiście graniczyło z cudem, tak więc płynąłem w kipieli w miejscu gdzie wystartowałem do samego wyjścia z wody. Ostatecznie 950 metrów trasy pływackiej pokonałem w czasie 20:41. Mogę jedynie podsumować, że nic nie straciłem ale i nic nie zyskałem w tej części zawodów.
Po pływaniu oczywiście jazda na rowerze. Jednakże zanim można było ruszyć trzeba było przejść przez strefę zmian T1 gdzie należało zdjąć piankę i założyć buty rowerowe. Tutaj bardzo ważne jest doświadczenie. Ja robiłem to bezładnie i bez pośpiech co kosztowało mnie prawie 6 minut.

 Moja rakieta

Pozostali konkurenci

Po wyjściu z T1 sama przyjemność, czyli jazda na maksa na rowerze. Mieliśmy do pokonania tą samą trasą 2 pętle czyli 4 długości w tą i z powrotem. Pierwsza długość to ostre tempo i rosnące oczekiwania uzyskania dobrego wyniku. Jednakże druga długość to jazda pod bardzo mocny wiatr i walka o przetrwanie. Oczywiście ta sama sytuacja powtórzyła się na drugiej pętli i końcówkę jechałem już bez tak wielkiej przyjemności i na dużym zmęczeniu.


Dodatkowo zdrętwiały mi plecy i stopy co w perspektywie następnej konkurencji na nastawiało optymistycznie. Ostatecznie dystans 45 km pokonałem w czasie 1:34:32 co wydaje się nie najgorszym wynikiem przy dość ciężkich warunkach.
Tak jak po pływaniu tak i teraz strefa zmian T2 gdzie zmieniałem buty rowerowe na biegowe co zajęło mi blisko 3 minuty. To kolejna spora strata i konieczność poprawy na następnych startach.
Bieg po wyczerpującym rowerze nie należy do przyjemności. Dodatkowo dopiero teraz zorientowałem się, że większość trasy biegowej została poprowadzona po grząskim piachu lub kamieniach tylko chwilami wychodząc na osiedlowy chodnik.


Z każdym kilometrem przyzwyczajałem się coraz bardziej do biegu i było coraz łatwiej i szybciej. Jednakże co oczywiste zmęczenie narastało coraz bardziej i wypatrywałem mety z coraz większym utęsknieniem. Ostatecznie dystans 10,55 km pokonałem w czasie 1:02:28. Liczyłem, że podczas biegu sporo nadrobię co jednak się nie ziściło.


Łącznie wszystkie 3 dyscypliny na dystansie 1/4 Iroman ukończyłem z czasem 3:06:22 co w przypadku debiutu wydaje się niezłym osiągnięciem. Ciężki trening i wyeliminowanie niepotrzebnych strat daje nadzieję na dobry wynik w lipcu na dystansie 1/2 Iroman.

(L) zawsze i wszędzie

Podsumowując, pływanie na całość ma niewielki wpływ. Decydujący o wyniku jest rower i tam można najwięcej zyskać bądź stracić. Do przetrwania całości kluczowy jest bieg. Jeżeli zbyt mocno się sforsujemy na rowerze to bieg może uniemożliwić ukończenie zawodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz