Pierwszy raz wziąłem udział w tej
imprezie. 10 kilometrów w towarzystwie kilkunastu tysięcy amatorów biegania. To
generalnie nie moje klimaty, bo zbyt masowo i za krótki dystans, ale tym razem
było inaczej. Po raz pierwszy wystartowałem w oficjalnej imprezie z moją
młodszą córką. Miała biec również starsza, ale problemy z kolanem wyłączyły ją
z możliwości wspólnego startu i wspaniałej rodzinnej zabawy.
Do biegu podszedłem zupełnie na
luzie z założeniem, że będę biegł tempem córki i ewentualnie w delikatny sposób
podkręcając tempo ale tak aby nie spowodować zbytniego obciążenia i aby nie
zniechęcić jej przed kolejnymi wspólnymi startami.
Dodatkowo, ostatnio mało
trenowałem, a w następną niedzielę biegnę ultra w Bieszczadach, więc ten bieg
był doskonałą możliwością spokojnego pobiegania.
Oczywiście, nie obyło się również bez demonstracji przynależności klubowej :)
Legia zawsze i wszędzie (L)
Dzięki temu, że była wspaniała
pogoda, mnóstwo kibiców i rewelacyjna atmosfera, bieg przebiegał w doskonałym humorze
(na pewno ja, córka trochę stękała) i czerpałem przyjemność z każdego kolejnego
kilometra, a nawet z każdym kolejnym krokiem.
Latamy
Do mety dotarliśmy z dokładnie
tym samym czasem 1:14:36. Wiem jak to wygląda, ale wynik nie miał tu żadnego
znaczenia. Całą trasę pokonaliśmy razem i tak też dotarliśmy do mety.
Zwycięzcy
Ponadto,
córka zastrzegała, że planuje część trasy pokonać marszem, a ostatecznie biegła
od startu do samej mety.
11 listopada biegniemy znowu
razem w Biegu Niepodległości. Mam nadzieję, że znowu będzie tak fajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz