piątek, 12 kwietnia 2013

40 Maraton Dębno

7 kwietnia 2013


Kolejny maraton z cyklu Korony Maratonów Polskich – czwarty. Zimę przepracowałem dość solidnie, więc do biegu byłem całkiem dobrze przygotowany. W ostatnich kilku tygodniach pobiegłem w dwóch Połówkach z różnym skutkiem, ale dzięki temu udało się zrobić długie wybiegania.
Nie ukrywam, że trochę odczuwałem presję limitu czasowego (5 h). Co prawda w ostatnich dwóch maratonach udało się w miarę bez problemowo zmieścić w takim czasie, ale to jednak niewiadoma, jak wygląda forma po zimie.
Wystartowałem spokojnie, ale od początku starałem się pilnować tempa aby z wystarczającym marginesem zmieścić się w limicie czasowym.
Po pierwszych kilku kilometrach, dołączyłem się do dwóch Dziewczyn które biegły podobnym tempem co ja.


Razem biegliśmy do mniej więcej 30 kilometra utrzymując tempo na końcowy czas w granicach 4:35. Czułem się doskonale. Wydolnościowo nie odczuwałem najmniejszych problemów. Fizycznie, poza drobnymi dolegliwościami też wszystko ok. Na półmetku czas 2:17 i duży zapas sił. Do tego stopnia, że na 25 kilometrze zacząłem nawet odczuwać tak jakby tempo było zbyt wolne i na chwilę nawet przyśpieszyłem.


Jednakże, stała się rzecz „straszna”. Na ok. 30 kilometrze opadłem zupełnie z sił. Po tym jak zwolniłem aby napić się w punkcie odświeżania, nie byłem już w stanie powrócić do wcześniejszego tempa.


Dziewczyny z którymi tak miło mi się biegło, po woli ale sukcesywnie oddalały się ode mnie. Dopadł mnie również kryzys psychiczny i sytuacja stawała się dramatyczna. Po wbiegnięciu do miasta podjąłem kolejną próbę walki ze sobą.


Udało się wykrzesać jeszcze resztki sił i nawet końcówkę finiszowałem. Nie wiele to już pomogło. Nie udało się już odrobić strat. Na metę wbiegłem z czasem netto 4:46:19.


To gorszy czas niż wydawało się, że uzyskam z przebiegu trasy, a w szczególności pierwszej połowy. Nie zmienia to faktu, że udało się zmieścić w limicie czasowym czego tak się obawiałem. Udało się również poprawić życiówkę. Co prawda tylko o 1 minutę i 23 sekundy, ale zawsze to progres.
Za dwa tygodnie kolejny maraton. Tym razem w Warszawie. Ciekawy jestem czy wystarczająco się zregeneruję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz