W czerwcu 2016 miałem bardzo
poważny uraz nogi który wyłączył mnie na blisko pół roku z biegania. Wracając do
zdrowia krok po kroku próbuję zwiększać intensywność treningów ale idzie to z
oporem i powrót do formy sprzed urazu wydaje się bardzo odległy.
Start w Wiązownie na dystansie
półmaratonu to pierwsze poważniejsze bieganie od czerwca minionego roku. To również
można by powiedzieć otwarcie nowego sezonu i przedsmak kolejnych startów.
Jak już pisałem, na starcie
stanąłem daleki od formy licząc na fajne bieganie i sprawdzenie aktualnych
możliwości. Wynik nie był najważniejszy ale oczywiście bieg nie mógł być
pozbawiony walki o jak najlepszy czas. Pomimo tego, że mamy dopiero początek
marca, pogoda była typowo wiosenna z mocnym słońcem i temperaturą 16oC. Wystartowałem bardzo swobodnie nie wiedząc
czego mogę się spodziewać. Z każdym kilometrem rozkręcałem się coraz bardziej i
pomimo odczucia zmęczenia od samego początku biegu, starałem się podkręcać
tempo oceniając cały czas samopoczucie i zmęczenie. Średnie tempo biegu w
pierwszej połowie dystansu kształtowało się na poziomie 5:36 i humor mnie nie
opuszczał.
(L)
Po nawrocie zaczęły się pierwsze małe
kryzysy. Starałem się nie zwalniać tempa ale moje morale delikatnie spadało co
utrudniało realizację planu. Biegło mi się coraz ciężej a wiatr w twarz nie
ułatwiła sprawy. Kontynuując bieg cały czas walcząc o każdą sekundę męczyłem
się coraz bardziej i każdy kilometr dłużył się w nieskończoność. W końcówce jeszcze
delikatnie przycisnąłem uzyskując ostatecznie czas 2:01:12.
W zeszłym roku w tym biegu
osiągnąłem wynik 1:46:34 co oczywiście powoduje, że jestem trochę rozczarowany.
Jednakże nie mam zamiaru zbytnio tego roztrząsać i trzeba brać się do roboty
aby za 3 tygodnie w Półmaratonie Warszawskim uzyskać lepszy wynik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz