Półmaraton Warszawski to kolejny
sprawdzian formy na początku sezonu. Trzy tygodnie temu w Wiązownej biegło mi
się dość ciężko i wynik również był niesatysfakcjonujący. W Warszawie
wiedziałem, że jestem cały czas daleki od formy. Mimo tego oczekiwałem lepszego
wyniku niż udało mi się wykręcić trzy tygodnie temu. Zaplanowałem bieg tak aby
uzyskać czas 1:57.
Jak zwykle zacząłem spokojnie i
sukcesywnie podkręcałem tempo. Po zbiegu na Belwederskiej gdzie odrobiłem parę
sekund z początkowej fazy biegu, biegłem dokładnie takim tempem jakim należało aby
uzyskać założony czas. Biegło mi się bardzo dobrze i narastało przekonanie, że
plan powinien zostać zrealizowany. Jednakże zaraz po tym jak przebiegliśmy na
stronę praską zaczęła dokuczać mi noga nad kolanem. Nie wiem co to w ogóle jest,
ale ostatnio na treningach również miałem z tym problem. Lekko mnie to
zmartwiło i moje tempo radykalnie spadło. Trwało to jakieś 5 minut i ból
ustąpił. Wtedy też powróciłem do prawidłowego tempa i dość swobodnie napierałem
dalej. Pierwsze odczucie zmęczenia pojawiło się na ok 17 km gdzie zaczął się
podbieg na Most Gdański. Z stamtąd nie pozostało już nic innego jak tylko
zacisnąć zęby i walczyć do samej mety, na którą ostatecznie wpadłem z czasem
1:55:50.
Tak więc plan został zrealizowany nawet z małym zapasem. Mimo to nie
do końca jestem z siebie zadowolony. Powrót do formy idzie bardzo powoli i
zaczynam się niecierpliwić. Tym bardziej, że już za miesiąc Orlen Maraton, a
chwilę później debiut w triatlonie. Jednakże nie zamierzam się nad sobą użalać
i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym czasie trochę podciągnąć i wyniki w
kolejnych startach w tym sezonie będą satysfakcjonujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz