niedziela, 19 kwietnia 2015

III Bieg Łosia

18 kwietnia 2015.

Trzecia edycja biegu a mój drugi w nim start. Dystans nietypowy, dokładnie 17.4 km wytyczonymi szlakami Kampinoskiego Parku Narodowego. Do półmetku czerwony, po nawrocie kawałek niebieski i dalej do mety zielony.


Jak już wcześniej opowiadałem, imprezy w Puszczy Kampinoskiej to takie, w których należ wziąć udział. Przepiękne trasy, urokliwe klimaty i działania organizatorów ukierunkowane na wspaniałą atmosferę.
Już podczas wytyczania trasy przez organizatora, pojawili się pierwsi kibice których podczas biegu zapewne również nie brakowało J


Mój dobry start trzy tygodnie temu w Półmaratonie Warszawskim spowodował, że postanowiłem pobiec mocno, pomimo Orlen Maratonu w którym biegnę za tydzień. Nigdy na tak krótkich dystansach nie korzystam z żeli energetycznych, ale tym razem zabrałem jeden aby móc jak najmocniej pobiec na maksymalnych obrotach. Jednakże podczas krótkiej rozgrzewki wypadł mi z kieszeni i o wzmocnieniu podczas biegu mogłem zapomnieć. Nie zdeprymowało mnie to, ale byłem wściekły, że jestem taką pierdołą L.
Nie było się jednak nad czym dłużej użalać i stanąłem na starcie. Był ze mną również kolega Czarek i obaj w doskonałych humorach, gotowi do walki czekaliśmy na komendę start. Na jego pytanie jaki czas chciałbym uzyskać wypaliłem w żartach 1:30. Rok temu na tej samej trasie miałem 1:39, ale dzisiaj czułem się w lepszej formie. Nie zmienia to faktu, że rzucony przeze mnie czas był mocno na wyrost i w kategorii rozluźnienia atmosfery a nie realnych możliwości. No i stało się, ruszyliśmy.
Było dość ciasno co uniemożliwiało bieg własnym tempem, ale od razu zacząłem dość mocno i przedzierałem się lekko do przodu. Na starcie stanąłem w dość dobrym miejscu, a mianowicie tam gdzie pozostali biegacze biegi podobnym tempem co ja i dzięki temu nie było wielkich problemów z przedzieraniem się między wolniejszymi biegaczami co często się zdarza. Ze względu na pogodę i bagniste tereny puszczy nastawiony byłem na bieg po błocie. Okazało się jednak, że było więcej głębokiego i miałkiego piachu niż mokrego terenu.  Dopóki było dość szeroko, biegło się komfortowo i nikt nikomu nie utrudniał realizacji planu. Jednakże w pewnym momencie ścieżka stała się bardzo wąska na szerokość jednej osoby i wyprzedzanie było raczej niemożliwe.


Tam też teren był trochę bardziej podmokły co zmuszało do pełnej koncentracji aby nie zaliczyć gleby lub co gorsza kontuzji. Gdzieś pewnie na 5-6 kilometrze było już znacznie szerzej i nadszedł czas na ostre odrabianie strat.
Do punktu kontrolnego w połowie dystansu dotarłem w bardzo dobrym nastroju i formie do dalszego mocnego biegu. Kilka szybkich łyków wody, garść żurawiny i gazem do przodu. Moje tempo z każdym kilometrem rosło. Trochę się obawiałem czy nie biegłem zbyt szybko i czy sił starczy do samej mety. Jednakże nie odpuszczałem i w każdym możliwym momencie napierałem coraz bardziej. Tak biegnąc i kompletnie się nie oszczędzając dotarłem do oznaczenia – 2 km do mety. To był moment aby rozpocząć finisz i znowu przyśpieszyłem. Odcinek ten był dość mało komfortowy do biegu ze względu na dziury po kałużach i bieg był lekko slalomowy. To i tak nic, w porównaniu z kostką po której biegliśmy wcześniej.


Tam to dopiero było wyzwanie aby nie złapać kontuzji. Dotarłem do tabliczki – 1 km do mety. Poczułem, że lekko słabnę. Po krótkim uspokojeniu tempa i oddechu pojawił się ostatni zakręt i dość długa prosta z metę na końcu. Tam już nie było co się pieścić i zaatakowałem ze wszystkich sił.
Na metę wpadłem z czasem netto 1:29:14 (średnie tempo 5.08) kompletnie wyczerpany. Czas brutto 1:29:29. Okazało się, że prognoza wypaloną przed startem okazała się strzałem w dziesiątkę.

Podsumowując, impreza jak zwykle wyśmienita i do tego mój doskonały czas. Niezły prognostyk przed maratonem za tydzień. Postaram się zaatakować magiczną barierę 4 godzin. Nic nie uzasadnia takiego optymizmu, ale do odważnych Świat należy i trzeba stawiać sobie wielkie wyzwania. Oczywiście takie podejście może spowodować, że przesadzę z możliwościami i wynik będzie daleko odbiegał od oczekiwań ale co tam J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz