Cytując klasyka i hymn mojej drużyny – „Mam tak samo jak ty, miasto moje a w nim…”.
(L)
Do tego wszystkiego rekordowa
frekwencja bliska 15 tysięcy uczestników nawiązuje do największych imprez tego
typu w Europie.
Powyższy wstęp nie zmienia jednak
faktu, że do startu byłem dobrze przygotowany i kolejny już raz nastawienie
było takie, aby zejść poniżej magicznych 2 godzin. Biegam już dość długo i do
tej pory nie udała mi się ta sztuka. Mało tego, za każdym razem jak
podejmowałem wyzwanie, finalnie osiągałem najgorszy z możliwych wyników. Przykładowo
w Półmaratonie BMW w zeszłym roku na metę dotarłem z czasem 2:14:23. Był to
wtedy dla mnie ogromny cios i byłem bliski zniechęcenia ukierunkowanego na
fakt, że nigdy nie uda mi się zejść poniżej 2 godzin.
Na starcie pojawiłem się blisko
godzinę wcześniej i poświęciłem ten czas na lekką rozgrzewkę i spacerek po
okolicy. Pogoda była doskonała i do biegu byłem ubrany na krótko. Narzuciłem tylko
folię NRC której miałem się pozbyć chwilę przed startem. Udałem się następnie
do strefy 2 h i pogawędziłem chwilę z Zającem biegnącym na ten czas. Nigdy nie
potrzebuję wsparcia do dyktowania tempa ponieważ doskonale potrafię sam to
kontrolować, wykorzystując dodatkowo rozwiązania elektroniczne.
No i ruszyliśmy. Początkowo oczywiście
spacerek aby dotrzeć do linii startu. Tak wszystko było doskonale
zorganizowane, że już dosłownie po kilku minutach byliśmy na miejscu. Pamiętam na
7 czy 8 edycji gdzie startowało ok. 7 tysięcy ludzi, opóźnienie startu w mojej
strefie było bliskie pół godziny.
Po przekroczeniu linii startu
zostałem nieco z tyłu za Zającem w związku z ogromną ilością biegaczy i odstawałem coraz bardziej. Po kilku minutach biegu zacząłem konsekwentnie
przyśpieszać i przedzierając się pomiędzy innymi uczestnikami zrównałem się z
ekipą biegnącą na 2 godziny. Ilość ludzi i dość wolne tempo męczyło mnie i
postanowiłem lekko przyśpieszyć aby odnaleźć odrobinę przestrzeni dla siebie
która pozwoli mi na bieg własnym swobodnym tempem.
W poszukiwaniu odrobiny luzu
dotarłem do Zająca biegnącego na czas 1:55. Postanowiłem się trzymać w jego
okolicy, tym bardziej, że było sporo luźniej. Mniej więcej na 5 km czułem się doskonale
i wiedziałem, że wynik na pewno będzie dobry. Nie przesądzałem czy poniżej 2
godzin, ale rekordowy – czyli poniżej 2:07:05.
Delektując się biegiem przez moje
miasto dotarłem do Trasy Łazienkowskiej gdzie dzięki lekkiej pochyłości trasy
można było dość mocno przyśpieszyć nadganiając kilka sekund. Dalej Wisłostrada
po płaskim i coraz bliżej upragnionej mety.
Koniecznie muszę również
wspomnieć o kibicach i zespołach muzycznych. Dodawali ogromnej mocy pozwalając
wykrzesać z siebie resztki sił i ambicji. Moim ulubionym zespołem który pojawia
się na wielu warszawskich biegach jest DJ K&K, który tym razem był
usytuowany przed tunelem.
Kontynuując bieg dotarliśmy do
lekkiego podbiegu w kierunku Konwiktorskiej. Na ok. 3 km do mety spiąłem się
aby dać z siebie wszystko. Było już pewne, że wynik poniżej 2 godzin jest
pewny. Mówiłem sobie, że tylko jakaś kontuzja bądź nieszczęśliwe zdarzenie może
pokrzyżować moje plany. Na Miodowej trochę się pogubiłem myśląc, że będziemy
jeszcze obiegać Plac Teatralny.
Jakież było moje zdziwienie gdy się
zorientowałem, że skręcamy z Krakowskiego Przedmieścia w Ossolińskich, gdzie
dosłownie po chwili ulica Moliera i meta. Z tego powodu trochę zbyt późno rozpocząłem
finisz ale co tam.
Na metę wpadłem z czasem 1:55:54.
Jakież szczęście, wręcz euforia. Udało się J.
Po biegu naszła mnie przerażająca
refleksja. Znowu zaczął w głowie kłębić się dawno odsunięty pomysł zejścia
poniżej 4 godzi w maratonie. Najbliższa okazja już za miesiąc w OWM – zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz