Trzecia edycja biegu a mój drugi w nim start. Dystans nietypowy, dokładnie 17.4 km wytyczonymi szlakami Kampinoskiego
Parku Narodowego. Do półmetku czerwony, po nawrocie kawałek niebieski i dalej
do mety zielony.
Jak już wcześniej opowiadałem,
imprezy w Puszczy Kampinoskiej to takie, w których należ wziąć udział. Przepiękne
trasy, urokliwe klimaty i działania organizatorów ukierunkowane na wspaniałą
atmosferę.
Już podczas wytyczania trasy
przez organizatora, pojawili się pierwsi kibice których podczas biegu zapewne również
nie brakowało J
Mój dobry start trzy tygodnie
temu w Półmaratonie Warszawskim spowodował, że postanowiłem pobiec mocno,
pomimo Orlen Maratonu w którym biegnę za tydzień. Nigdy na tak krótkich
dystansach nie korzystam z żeli energetycznych, ale tym razem zabrałem jeden
aby móc jak najmocniej pobiec na maksymalnych obrotach. Jednakże podczas
krótkiej rozgrzewki wypadł mi z kieszeni i o wzmocnieniu podczas biegu mogłem
zapomnieć. Nie zdeprymowało mnie to, ale byłem wściekły, że jestem taką
pierdołą L.
Nie było się jednak nad czym
dłużej użalać i stanąłem na starcie. Był ze mną również kolega Czarek i obaj w
doskonałych humorach, gotowi do walki czekaliśmy na komendę start. Na jego
pytanie jaki czas chciałbym uzyskać wypaliłem w żartach 1:30. Rok temu na tej
samej trasie miałem 1:39, ale dzisiaj czułem się w lepszej formie. Nie zmienia
to faktu, że rzucony przeze mnie czas był mocno na wyrost i w kategorii
rozluźnienia atmosfery a nie realnych możliwości. No i stało się, ruszyliśmy.
Było dość ciasno co
uniemożliwiało bieg własnym tempem, ale od razu zacząłem dość mocno i
przedzierałem się lekko do przodu. Na starcie stanąłem w dość dobrym miejscu, a
mianowicie tam gdzie pozostali biegacze biegi podobnym tempem co ja i dzięki
temu nie było wielkich problemów z przedzieraniem się między wolniejszymi
biegaczami co często się zdarza. Ze względu na pogodę i bagniste tereny puszczy
nastawiony byłem na bieg po błocie. Okazało się jednak, że było więcej
głębokiego i miałkiego piachu niż mokrego terenu. Dopóki było dość szeroko, biegło się
komfortowo i nikt nikomu nie utrudniał realizacji planu. Jednakże w pewnym
momencie ścieżka stała się bardzo wąska na szerokość jednej osoby i
wyprzedzanie było raczej niemożliwe.
Tam też teren był trochę bardziej podmokły
co zmuszało do pełnej koncentracji aby nie zaliczyć gleby lub co gorsza
kontuzji. Gdzieś pewnie na 5-6 kilometrze było już znacznie szerzej i nadszedł
czas na ostre odrabianie strat.
Do punktu kontrolnego w połowie
dystansu dotarłem w bardzo dobrym nastroju i formie do dalszego mocnego biegu. Kilka
szybkich łyków wody, garść żurawiny i gazem do przodu. Moje tempo z każdym
kilometrem rosło. Trochę się obawiałem czy nie biegłem zbyt szybko i czy sił
starczy do samej mety. Jednakże nie odpuszczałem i w każdym możliwym momencie
napierałem coraz bardziej. Tak biegnąc i kompletnie się nie oszczędzając dotarłem
do oznaczenia – 2 km do mety. To był moment aby rozpocząć finisz i znowu
przyśpieszyłem. Odcinek ten był dość mało komfortowy do biegu ze względu na
dziury po kałużach i bieg był lekko slalomowy. To i tak nic, w porównaniu z
kostką po której biegliśmy wcześniej.
Tam to dopiero było wyzwanie aby nie złapać kontuzji. Dotarłem do tabliczki – 1 km do mety. Poczułem, że lekko słabnę. Po krótkim uspokojeniu tempa i oddechu pojawił się ostatni zakręt i dość długa prosta z metę na końcu. Tam już nie było co się pieścić i zaatakowałem ze wszystkich sił.
Tam to dopiero było wyzwanie aby nie złapać kontuzji. Dotarłem do tabliczki – 1 km do mety. Poczułem, że lekko słabnę. Po krótkim uspokojeniu tempa i oddechu pojawił się ostatni zakręt i dość długa prosta z metę na końcu. Tam już nie było co się pieścić i zaatakowałem ze wszystkich sił.
Na metę wpadłem z czasem netto 1:29:14 (średnie tempo 5.08) kompletnie wyczerpany. Czas brutto 1:29:29. Okazało się, że prognoza wypaloną
przed startem okazała się strzałem w dziesiątkę.
Podsumowując, impreza jak zwykle
wyśmienita i do tego mój doskonały czas. Niezły prognostyk przed maratonem za
tydzień. Postaram się zaatakować magiczną barierę 4 godzin. Nic nie uzasadnia
takiego optymizmu, ale do odważnych Świat należy i trzeba stawiać sobie wielkie
wyzwania. Oczywiście takie podejście może spowodować, że przesadzę z
możliwościami i wynik będzie daleko odbiegał od oczekiwań ale co tam J.