środa, 9 lipca 2014

Transjura

5 - 6 lipca 2014.

WOW. Stało się. Pierwszy bieg na ultra dystansie zaliczony.
103 kilometry przez Jurę Karkowsko-Częstochowską, z Wolbromia do Częstochowy.


Suma podejść +1820 m, suma zejść -1970 m. 2 punkty Qualifying Race.


Limit 24 godziny – cel ukończyć.
Od początku do samego końca przemierzałem trasę razem z kolegą.
Wystartowaliśmy w sobotę o 7 rano w Wolbromiu w 34 osoby. Na początku krzaki i trochę lasu, następnie regularny las. Biegłem spokojnie nie wiedząc czego się spodziewać. Po 17 kilometrach w okolicach wsi Smoleń  pierwszy punkt kontrolny z czasem 2:17. Zaczęły trochę dokuczać mi otarcia na stopach. Po drobnej kosmetyce i lekkim posileniu ruszyliśmy dalej. Już wtedy wiedziałem, że zabrałem złe buty biegowe. Ktoś wcześniej mi doradził, że będzie wiele odcinków asfaltowych i lepiej sprawdzą się buty do biegania po mieście i w takich biegłem. Okazało się, że trasa w jednych miejscach jest bardzo piaszczysta a w innych kamienista. Przy cienkich i miękkich podeszwach powodowało to straszne obciążenie dla spodów stóp.
Posmarowanie stóp Sudocremem zdziałało cuda i dalszy bieg nie stanowił wielkiego obciążenia. Pojawiły się jednak inne kłopoty. Trasa radykalnie zmieniła charakter.


Biegliśmy przez wsie i pola co powodowało, że z nieba lał się żar a nie było nawet chwili cienia dającego wytchnienie. Temperatura jeszcze przed południem osiągnęła blisko 30 stopni. Zacząłem gwałtownie słabnąć co było prawdopodobnie spowodowane odwodnieniem organizmu. Starałem się pić non stop małe ilości wody, ale prawdopodobnie nie była to wystarczająca ilość w taki upał. Zaczęła mnie boleć głowa i przestałem kompletnie się pocić.
W Ogrodzieńcu pod pięknym zamkiem udało mi się kupić izotonik co pozwoliło mi na odzyskanie formy. Kolejny punkt w Żerkowicach na 35 kilometrze z czasem 5:32. Po lekkim posileniu i nawodnieniu ruszyliśmy dalej.


Dalszy bieg wyglądał bardzo podobnie. Sceneria zmieniała się non stop ale podłoże jak było wymagające tak też zostało. Na każdym kolejnym punkcie kontrolnym musiałem ratować moje stopy kremem i zmianą skarpet co dawało coraz mniejszy efekt. Dodatkowo w pewnym momencie wpadłem jedną nogą do strumienia co również nie pomogło. Kolejne punkty kontrolne miały miejsce w:
Wielka Góra – 56 kilometr czas 10:00
Ostrężnik – 68 kilometr czas 12:27.
Zbliżał się wieczór i bieg stawał się coraz bardziej przyjemny. Temperatura nie dokuczała i można było trochę odsapnąć pod tym względem. W pewnym momencie zaczęło być zupełnie ciemno i przyszedł czas na włączenie czołówki. Wcześniej nawigowanie z mapą nie było komfortowe, ale w nocy to już zupełny dramat. Trasę wyznaczały malutkie odblaskowe wstążki. Jednakże, nie licząc drobnych korekt udało się nie zgubić. Do punktu Przemiłowice na 82 kilometrze dotarliśmy o godzinie 22:52. Moje stopy były już w tragicznej sytuacji. Na punkcie kontrolnym okazało się, że nie byłem odosobniony w tych dolegliwościach. Byli tacy którzy rezygnowali z kontynuowania biegu z tego powodu. Inni wypadali ze względu na kontuzje stawów lub po prostu z braku sił do kontynuowania trasy. Przez pewien czas przemierzaliśmy dystans z trzema innymi uczestnikami co dało trochę komfortu psychicznego jak również udało się nadrobić kilka lub kilkanaście minut. Kolejny punkt w Kamiennych Dołach na 92 kilometrze osiągnęliśmy z czasem 18:25.
Napotkani biegacze uciekli nam dość szybko i musieliśmy kontynuować trasę sami. Gdzieś w tym mniej więcej czasie spotkaliśmy uczestnika biegnącego na dystansie 170 km. Był zupełnie wyczerpany i obolały. Użyczyłem mu Voltarenu do posmarowania mięśni i ruszyliśmy dalej.
Do Osony na 98 kilometrze dotarliśmy o godzinie 3:03 i zaczynało powoli świtać. W tym czasie również się trochę ochłodziło i musieliśmy się trochę cieplej ubrać. Od tego momentu trasa dłużyła się koszmarnie a nasze tempo było zatrważająco niskie.
W końcu dotarliśmy do Częstochowy. Wyszliśmy z lasu i poruszaliśmy się ulicą na wprost w kierunku mety. Myślałem, że to już koniec dramatu ale oczywiście okazało się inaczej. W pewnym momencie znowu trasa skręciła powodując konieczność poruszania się jakby dookoła.
Wreszcie w zasięgu wzroku upragniona meta. 103,81 km pokonałem w 22:03:22. Wystartowałem o 7 rano w sobotę w Wolbromiu a na metę dotarłem o 5 rano w niedzielę po prawie dobie biegu na dwie godziny przed limitem czasu. Z 34 osób które wystartowały do końca trasy dotrwało 21.

Jestem szczęśliwy i gotowy do kolejnych ULTRA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz