Niecałe dwa tygodnie temu
powróciłem z trzytygodniowego pobytu w Tajlandii. Jak łatwo się domyślić,
raczej czym innym tam się zajmowałem a nie przygotowaniami do maratonu. Co prawda
kilkukrotnie zdarzyło mi się tam pobiegać, ale krótkie dystanse i w bardzo
wolnym tempie. Traktowałem to raczej jako doskonałą możliwość poznania okolicy
niż jako trening.
Nie zabrakło również kibiców
Po powrocie zrobiłem tylko dwa
dłuższe wybiegania i nic więcej. Spowodowało to raczej zmęczenie a nie
gotowość do startu. Z tego też powodu do maratonu przystąpiłem bez
przygotowania i zadaniem było przebiec pełny dystans na zasadzie treningu przed
kolejnymi biegami.
Bez forsowania tempa na poziomie 6:20
- 6:30 tak aby zmieścić się w 5 godzinach, biegłem sobie spokojnie delektując się
przyjemnością z biegania, tym bardziej, że pogoda dopisała.
Tak czy inaczej, końcówka trasy
nie należała do łatwych. Most Świętokrzyski który jest prawie całkiem płaski, na
40 kilometrze wydawał się strasznym podbiegiem.
Ostatnią prostą już na błoniach
stadionu jak zwykle starałem się trochę powalczyć, ale chyba tylko mi wydawało
się, że coś przyśpieszyłem.
No i upragniona meta. Wynik taki
jakiego się spodziewałem, a nawet byłem miło zaskoczony.
Netto 4:45:38.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz