środa, 23 października 2013

II Maraton Kampinoski

19 października 2013

Piąty maraton w tym roku, drugi przełajowy. Jednakże okazało się, że z maratonu zrobił się ultra maraton, ale po kolei.
Do biegu się jakoś specjalnie nie przygotowywałem. Trzy tygodnie od Maratonu Warszawskiego a w międzyczasie prawie w ogóle nie biegałem. Zarówno dlatego, że start w Warszawie dał mi mocno w kość, ale przede wszystkim z powodu braku czasu. Dlatego też, stanąłem na starcie z myślą o ukończeniu i czerpaniu przyjemności z biegania w przepięknej scenerii Puszczy Kampinoskiej.


Z podobnym podejściem do biegu podszedł również mój kolega i plan na bieg był taki, że biegniemy razem.
Na starcie stanęliśmy z mapami w ręku i z Camel bagiem na plecach.


Co prawda mapa tylko schematyczna, ale trasa nie wydawała się zbytnio skomplikowana. Do półmetka w Rostoce w zasadzie cały czas czerwonym szlakiem, następnie nawrotka i zmiana szlaku na zielony, później żółty, znowu zielony i do mety.
Jednakże, jeśli podczas biegu więcej zwracasz uwagę na aurę niż na oznaczenia to o pomyłkę nie trudno.




Na półmetku czas całkiem dobry, forma również nie najgorsza. Razem z Kolegą biegliśmy dalej zielonym, ale w pewnym momencie zaczynamy się orientować, że nie widać dodatkowych oznaczeń trasy z biało-czerwonej taśmy. Pojawia się pierwszy niepokój, ale biegniemy dalej już bardziej czujni. Po pewnym momencie, analizujemy schemat mapy i zaczynamy nabierać pewności, że coś jest nie tak. Zaczynamy biec z powrotem ale bez pełnego przekonania. W pewnym momencie dotarliśmy do bardziej szczegółowej mapy na tablicy informacyjnej. Teraz już mamy pewność, że jesteśmy tam gdzie być nas nie powinno. Cofamy się więc dalej aż dotarliśmy do miejsca gdzie powinniśmy skręcić z zielonego w żółty (bo okazało się, że pobiegliśmy prosto zielonym zamiast skręcić w lewo w żółty). Cała zabawa kosztowała nas dodatkowe 6-7 kilometrów.
Dalej bieg przebiegał już prawidłowo. Byłem bardzo zaskoczony, że fakt dodatkowego kilometrażu nie wpłynął w ogóle na nasze morale. Jednak stres spowodowany poszukiwaniem prawidłowej trasy spowodował, że szybciej zacząłem opadać z sił.
Jak dobiegliśmy do 5 punktu kontrolnego okazało się, że punkt został już zwinięty. To również spowodowało w naszych głowach trochę zamieszania i niepokoju czy znowu coś nie poplątaliśmy. Teraz już bardzo regularnie śledziliśmy mapę.
W pewnym momencie trasy minęliśmy się z ratownikiem medycznym który wyruszył na poszukiwanie nas. Poinformowaliśmy co zaszło i że wszystko z nami w porządku i pobiegliśmy dalej.
Z sił opadałem coraz mocniej. Tym bardziej, że już przekroczyliśmy dystans maratoński a biec trzeba było dalej. Teraz pojawił się dodatkowy stres – zmieścić się w limicie czasu (6 h).
 W końcu meta pojawiła się w zasięgu wzroku. Wykrzesaliśmy resztki sił i ostatecznie dobiegamy z czasem 5:48:35. Na mecie czekano już tylko na nas.
Ostatecznie według Endomondo wyszło 49.91 km. Dlatego śmieje się, że to był mój pierwszy ultra.

Pomimo tych komplikacji jestem bardzo zadowolony z tego biegu. Bardzo mi się podobało i planuję wykorzystać te trasy do przygotowań do biegów ultra już takich prawdziwych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz