Podobnie jak w Wesołej, tak i w
Falenicy ostatni bieg z cyklu – szósty. Pomimo kilku perypetii zdrowotnych,
mogę uznać, że okres zimowy przepracowałem bardzo solidnie. Do tego biegu
stanąłem również dobrze przygotowany i nastawiony na szybkie bieganie. Zima tego
roku nas trochę rozpieściła i nastawiłem się na przyjemne wiosenne bieganie. Nie
było jednak tak dobrze i podczas rozgrzewki musiałem mocno napierać aby się trochę
rozgrzać. Tak czy inaczej nadszedł czas startu i od razu ruszyłem mocno.
(L)
Po pierwszej pętli czułem, że niby
wszystko jest ok. ale obawiałem się czy sił wystarczy na cały bieg. Dlatego też
chwilami lekko zwalniałem aby się trochę odbudować ale nie na tyle aby wypaść z
rytmu biegowego. Każdy jeden podbieg traktowałem bardzo poważnie i dawałem dużo
z siebie aby niezbyt wiele tracić czasu w tym elemencie biegu.
Druga pętla była trochę
wolniejsza, ale w dalszym ciągu dawała szansę na bardzo dobry wynik. Tak więc
postawiłem wszystko na jedną kartę i przyśpieszyłem.
Ku mojemu lekkim zdziwieniu nie było żadnego kryzysu i z każdym krokiem starałem się coraz bardziej przyśpieszać. Końcówka to już całkowite wariactwo i bieg na absolutne maksimum.
Ku mojemu lekkim zdziwieniu nie było żadnego kryzysu i z każdym krokiem starałem się coraz bardziej przyśpieszać. Końcówka to już całkowite wariactwo i bieg na absolutne maksimum.
Na metę wpadłem z czasem 53:56. To
poprawa wyniku o 37 sekund – rewelacja.