To już piąta odsłona tegorocznego
cyklu Zimowych biegów górskich w Falenicy. Ze względu na chorobę musiałem
odpuścić sobie start 2 tygodnie temu. Dopadła mnie grypa z koszmarnym
przebiegiem i dopiero antybiotyk postawił mnie na nogi.
Na starcie stanąłem z niezłym
samopoczuciem, ale miałem świadomość, że organizm jest osłabiony po chorobie i
antybiotyku. Jednakże nie planowałem odpuszczać i zamiar był taki aby jak
zwykle dać z siebie wszystko.
Jak to zwykle wystartowałem razem
z moim kolegą Pawłem. Trochę było ciasno i powoli przedzieraliśmy się do przodu
osiągając coraz to lepszą pozycję. Paweł trzymał się parę kroków za mną i
wspólnie napieraliśmy do przodu pokonując kolejne podbiegi i zbiegi.
Oczywiście na początku humor mocno dopisywał i nie omieszkałem pozdrowić mój ukochany klub.
Już wielokrotnie wspominałem, że
zbieganie wychodzi mi całkiem dobrze i w tym aspekcie biegu sporo zyskuję. Jednakże
zdaję sobie sprawę iż w dalszym ciągu sporo tracę na podbiegach. Tym razem
chciałem to trochę zmienić i próbowałem mocno walczyć na odcinkach pod górę.
Jednakże wcale tak lekko nie było
i każdy kolejny kilometr mocno dawał się we znaki. Pierwszą pętlę zakończyłem z
bardzo dobrym czasem i miałem świadomość, że albo uzyskam dobry wynik końcowy
albo zupełnie opadnę z sił.
Tak też rozmyślając o strategii i
skupiając się na każdym kolejnym odcinku zbliżałem się do końca biegu. Po drugiej
pętli czułem, że dobry wynik jest w zasięgu. Biegłem szybko i czułem się
dobrze.
Pomimo, że nie ma to specjalnego
znaczenia, w pewnym momencie zaskoczył mnie Paweł wyprzedzając mnie i uzyskując
przewagę kilkunastu metrów. Próbowałem deptać mu po pietach ale z każdą chwilą
stawało się to coraz mniej możliwe. Jednakże bieg za kolegą dodatkowo mnie
dopingował i starałem się zniwelować różnicę między nami. Tak biegnąc
dotarliśmy do ostatniej prostej w dół gdzie jak zwykle mocno finiszowałem. Udało
mi się trochę zbliżyć do uciekającego Pawła ale wyprzedzenie nie było możliwe. Tak
czy inaczej obaj uzyskaliśmy bardzo dobre rekordowe wyniki. Mi udało się wpaść
na metę z czasem 54:33. To kolejny progres, tym razem o 39 sekund. Cały bieg a dodatkowo finisz kompletnie mnie wyczerpały.
Tak więc pomimo przebytej choroby
udało się uzyskać bardzo dobry wynik co daje nadzieję na dalszą poprawę formy i
coraz lepsze przygotowanie do najważniejszych biegów w sezonie.