Nadszedł czas pierwszej poważnej
imprezy w tym roku. To już piąta edycja tego biegu i do tej pory we wszystkich brałem udział.
Dzięki wsparciu moich najbliższych cały czas czerpię siłę i motywację do dalszego biegania
Po wielu miesiącach rekonwalescencji i treningach na tyle
intensywnych na ile to w ogóle możliwe w aktualnej sytuacji moja forma jest
daleka od satysfakcjonującej. Jednakże moje nastawienie przed startem było
pozytywne i wiedząc, że nie mam co liczyć na dobry wynik postanowiłem po prostu
dać z siebie wszystko.
Celem było ukończyć bieg z czasem
poniżej 4 godzin co wiedziałem, że jest mało realne. Mimo to ruszyłem zgodnie z
założoną strategią dość wolno do pierwszego podbiegu na ul Sanguszki, a dalej
już założonym tempem aby zmieścić się w czasie. Plan był realizowany idealnie miej
więcej do połowy dystansu, jednakże tam wiele się zmieniło. Rozpoczął się bieg
niemalże cały czas pod wiatr i do tego zmienność pogody powodowała, że chwilami
było bardzo gorąco a za moment nieprawdopodobnie zimno. Do tego stopnia, że w
okolicach 30 kilometra przy świecącym słońcu nagle zaczął padać dość obfity
śnieg. Pogoda to oczywiście tylko niedogodność ale w jakimś stopniu również rzutowała
na dalszy bieg.
Większym problemem były
dolegliwości mięśniowe. Już od 11 kilometra zaczął mnie boleć mięsień dwugłowy
uda co wpędziło mnie w niemałe nerwy i strach, że będę musiał przerwać bieg. Do
tego w dalszej części dystansu zaczęły się straszne problemy z łydkami co
powodowało walkę dosłownie przy każdym kroku. Pomimo, że zdałem sobie sprawę o
niemożliwości uzyskania założonego czasu, postanowiłem kontynuować bieg angażując
maksimum sił i możliwości.
Nie mogę nie wspomnieć o moich
najbliższych którzy przez sporą część trasy towarzyszyli mi na rowerach
dodatkowo motywując i wspierając „dobrym słowem J”.
Pojawiali się na trasie również zawodnicy z Legia Run Club którzy nie mniej zagrzewali do wzmożonego wysiłku i
walki.
Ostatecznie na metę dotarłem z
wynikiem 4:12:56. Wielu pomyśli, że czas bardzo słaby, ja jednak jest w pewnym
sensie ze startu zadowolony. Kolejny raz udowodniłem sobie, że nie ma przeciwności
z którymi nie dałbym sobie rady.
Może dalsze treningi i kolejne
starty zarówno biegowe jak i triatlonowe w tym roku pozwolą na uzyskanie
dobrego wyniku na jesieni.