14 – 21 grudnia 2015.
Wakacje wakacjami ale trening
rzecz święta J.
W poniedziałek późnym wieczorem
przylecieliśmy na Dominikanę, a już we wtorek rano zrobiłem pierwszy trening. Najpierw
przebieżka po plaży, następnie mały rekonesans po najbliższej okolicy Bavaro
aby powrócić na plażę i tam kontynuować bieg.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Codziennie
rano pierwsze kroki kierowałem do restauracji aby napić się zimnego soku ze
świeżych bananów, mango lub arbuza. Po takiej porcji energii gotowy do treningu
ruszałem na zwiedzanie kolejnych plaż i coraz bardziej odległych okolic. Dzięki
takiej biegowej turystyce dotarłem zarówno do dzikich plaż oddalonych od
hoteli, jak również do mało przyjemnych zakątków okolicy gdzie mogłem zobaczyć
Dominikanę inną niż ta turystyczna. Nie ukrywam, że nie zawsze czułem się
komfortowo, a mieszkańcy slumsów patrzyli na mnie raczej jak na jakieś zjawisko
niż turystę.
Z każdym następnym dniem, wbrew
pozorom mój organizm się nie aklimatyzował do istniejących warunków. Każdy
kolejny przebiegnięty kilometr odczuwałem z coraz większą siłą. Temperatura o 7
rano 27oC i wilgotność w granicach 76% coraz bardziej dawały mi się
we znaki. Jednakże nie oglądając się na trudności codziennie rano mobilizowałem
się i wychodziłem na trening. Filmowa relacja tutaj.
Oczywiście były to biegi raczej
czysto rekreacyjne, ale pozwoliły mi na lepsze poznanie okolicy i podtrzymanie
formy biegowej na aktualnym poziomie.