24 lutego 2013
Drugi mój udział w tej imprezie. W
zeszłym roku, pomimo kiepskiej pogody, udało mi się całkiem nieźle pobiec i do
tej pory tamten wynik jest moim najlepszym na dystansie półmaratonu. W tym roku to mój pierwszy
oficjalny start. Pogoda podobna jak poprzednio. Moje nastawienie jak zwykle
bardzo optymistyczne.
Cały czas marzy mi się zejście poniżej 2 godzin. Zimę całkiem
nieźle przepracowałem biegowo, więc nadzieja uzasadniona. Wystartowałem w tempie
pozwalającym na osiągnięcie takiego wyniku. Biegło mi się całkiem dobrze.
Jednakże
wiedziałem, że nie będzie łatwo. Jak zawsze w takich sytuacjach, kiedy się
nastawiam na wynik, zaraz na starcie moje tętno wskoczyło na poziom ok. 170-175
i nie mogłem nic z tym zrobić.
Na półmetku cały czas pełen
optymizmu, ale zmęczenie już mocno dawało się we znaki.
Jednakże nie poddawałem
się i cały czas napierałem i walczyłem. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego
skutku, a stało się co miało się stać. Z każdym kilometrem opadałem coraz
bardziej z sił. Na ok. 15 kilometrze dogoniłem znajomego, który był w całkiem
niezłej formie.
Wspólnie udało mi się podciągnąć
jeszcze pewien dystans w przyzwoitym tempie. Jednakże, w pewnym momencie musiałem
odpuścić i znowu biegłem sam.
Ostatnie 2-3 kilometry to totalna
walka ze zmęczeniem i psychiką. Byłem naprawdę bliski zaprzestania biegu, co
jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło.
Koniec końców udało mi się dobiec
do mety, z koszmarnie słabym czasem 2:16:27.
Wynik godny pożałowania. Jednak
udało się z tego (mam nadzieję), wyciągnąć również korzyści. Nie wolno się
podpalać. Trzeba zawsze zaczynać w rozsądnym tempie, a jak zdrowia i sił
wystarczy to się rozkręcać z biegiem upływu dystansu.
Fakt, że mimo wszystko się nie
poddałem daje minimalną satysfakcję.